Fantom polskiej polityki zagranicznej


Odnoszę wrażenie, że po upadku Rzeczypospolitej polityka zagraniczna stała się dla polskiej klasy politycznej synonimem dyplomacji - bankietów w ambasadach, umów gazowych, kurtuazyjnych wizyt, wymuszonych uśmieszków przy podawaniu ręki... czyli wszystkiego tego, co zwykły obywatel ma głęboko gdzieś. No bo kogo obchodzi fakt, że Prezydent Komorowski pojechał wczoraj do Bukaresztu i spotkał się z prezydentem Rumunii? Dla "statystycznego Polaka" to kolejny "njus" wstawiony między komisje śledcze i zamachy na Niesiołowskiego... "Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą, / że deszcz, że drogo, że to, że tamto. / Trochę pochodzą, trochę posiedzą, / i wszystko widmo. I wszystko fantom." Cóż, trzeba przyznać rację Tuwimowi... Rzeczywistość potwierdza ten opis. Zwłaszcza ostatnie słowa - "widmo" i "fantom"...

Na początku lata Anno Domini 2010 otrzymałem propozycję zagrania koncertu z okazji 90. rocznicy wyzwolenia Dyneburga. Zgodziłem się, choć nieco dziwne wydało mi się świętowanie styczniowego zwycięstwa w drugiej połowie roku. W sierpniu ustalono dokładną datę - 11 września. Otrzymałem też informację, że na koncercie będą obecni Prezydenci Łotwy i Polski. To mnie już zupełnie zaskoczyło. Na tydzień przed występem zostałem poproszony o przesłanie tekstów piosenek. Spełniłem życzenie Kancelarii Prezydenta RP. Teksty wysłałem.

"Nad Dyneburgiem sztandar Lenina
Sykiem swym grozi czerwona żmija
Gotowa dalej pełznąć na zachód
ciągnąc za sobą machinę strachu..."

Być może to właśnie te słowa okazały się politycznie niepoprawne, ciężko powiedzieć. W każdym razie Prezydenci w koncercie nie uczestniczyli. Odwołać nie można było, cenzurować też, pozostało więc zmienić plan i nałożyć na siebie punkty programu. Tuż po naszym występie zostaliśmy zobligowani do ewakuowania się, a chwilę później na salę wkroczył Bronisław Komorowski.

Tym, którzy zastanawiali się skąd Budowniczy Zgody Polsko-Rosyjskiej znalazł się na obchodach 90. rocznicy wyzwolenia Dyneburga z rąk bolszewickich odpowiem już teraz: przez przypadek. Otóż tuż po wyborach Prezydent Łotwy (Valdis Zatlers) zaprosił Prezydenta RP do uczestnictwa w spotkaniu przywódców państwa bałtyckich. Komorowski zaproszenie przyjął a Polska Ambasada wykorzystała tę wizytę do uczczenia pamięci bohaterów roku 1920. Proste.

Wizyta ogólnie roiła się od "fantomów". Ot na przykład na stronie internetowej Prezydenta poinformowano o spotkaniu z harcerzami. Dziwne to musiało być spotkanie, skoro drużynowy z Dyneburga nic o nim nie wiedział. Kolejna zagadkowa sytuacja miała miejsce w Domu Polskim. Przybyłem tam przed 14.00 w celu spisania umowy. Na drodze blokada. Policja łotewska przepuściła mnie z oporem. Przed Domem Polskim kordon. Nie ma przejścia. Tłumaczę, że jestem umówiony. Odsyłają do pana z drutem w uchu. Ten zaś tłumaczy, że czekają na prezydentów, że za jakieś 15 minut powinni tu być i wtedy oni znikają a ja będę mógł załatwić swoje sprawy. Nie mając nic lepszego do roboty decyduję się iść pod pomnik poległych polskich żołnierzy - ogromny betonowy krzyż z orłem. Tu spotykam jakąś panią, Polkę. Przyszła z koleżanką zobaczyć polskiego prezydenta. Tłumaczę, że się spóźniły, że Komorowski był tu, owszem, ale rano... Odchodzą z widocznym zawodem w oczach. Ja też wracam. W Domu Polskim pustki. Cisza jak po burzy. A przecież nie minęło nawet 30 minut. Jak więc musiała wyglądać ta wizyta? "Dzień dobry mili rodacy! Miło was spotkać na łotewskiej ziemi. Wybaczcie, ale muszę już wracać." Oczywiście obowiązkowo fotografia. Dzieci uśmiechnięte, Prezydent też - czyli było fajnie. I tak mieli szczęście. Bo dla mieszkańców Kurmene (dawne posiadłości Komorowskich), którzy po wygranych wyborach słali gratulacje, czasu nie było w ogóle. C'est la vie! Nie dla kurmeńczyka polski hrabia...

W najstarszej części Rygi, w okazałym Domu Czarnogłowych znajduje się Centrum Promocji Polski. Spojrzałem przez okno. Na stolikach trochę cepelii, figurka Matki Boskiej (z Lourdes o ile dobrze pamiętam), butelki na święconą wodę i Chopin. Oto co mamy do zaoferowania Łotyszom! Nic więc dziwnego, że z przeprowadzonych przeze mnie w 2007 roku badań wynika, że Polska jawi się im jako szary, tranzytowy kraj, o którym ciężko jest cokolwiek powiedzieć. Starsi pamiętają jeszcze "Czterech pancernych", ale młodzi co mają pamiętać?

Polityka zagraniczna w polskim wykonaniu, sprowadzona do sztywnej dyplomacji, charakteryzuje się totalnym brakiem wizji. Stefan Batory przewraca się w sarkofagu. Tu nie ma miejsca na tworzenie kolegiów jezuickich, budowanie kościołów, wnoszenie trwałego wkładu w kulturę sąsiednich narodów. I sam już nie wiem czy to decydenci mają tak ograniczone umysły czy też na prawdę nie jesteśmy w stanie zaproponować czegokolwiek wartościowego sąsiednim narodom.

Na koniec łyżka miodu. Obejrzałem wczoraj dokument o Palestyńskiej Federacji Szermierczej. Niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że jej sponsorem jest... Polska (a konkretnie polski MSZ). Mirosław Zabiełło, trener Palestyńskiej Kadry Narodowej, zbudował ją niemal od zera. Zawodnicy zaczęli odnosić sukcesy. Sami Palestyńczycy potwierdzają, że 80% palestyńskiej szermierki to zasługa Polaków. Nie ukrywam, że poczułem się dumny. Czyli jednak możemy komuś coś przekazać. Jeszcze nie zrzekliśmy się całkowicie misji niesienia kultury. Och, dzięki Bogu! No bo jak długo można nazywać kulturą katowanie innych Marylą Rodowicz lub Bayer Fullem?

(27.10.2010)


R E K L A M A