Ostatni leśny


"Tego błędu nie można powtórzyć" - rzekł mi kiedyś znajomy z Rygi podczas rozmowy na temat okupacji sowieckiej. Miał na myśli trzy rzeczy: 1) brak ścisłej współpracy z Polakami (i innymi narodami uciśnionymi), 2) ufność w pomoc aliantów, 3) naiwną wiarę, że "jakoś to będzie". Madars, bo tak ma na imię ów znajomy nie potrafił zrozumieć dlaczego jego dziadkowie pozwolili wejść Rosjanom na Łotwę. Bez ani jednego wystrzału. "Es nesaprotu" - mówił. Wtedy też po raz pierwszy usłyszałem o pewnym człowieku, który do wczoraj wydawał się być legendą.

Otóż wspomniałem wówczas o Józefie Franczaku i Auguście Sabbe. Pierwszy został zamordowany 21 października 1963 roku i był ostatnim polskim żołnierzem podziemia antykomunistycznego, drugi został zastrzelony przez KGB 28 września 1978 roku i był ostatnim leśnym bratem w Estonii... ostatnim leśnym bratem w ogóle... Madars zaprotestował. "Vinš nebija pedejais" - rzekł i opowiedział mi o człowieku, którego znaleziono w lesie na początku lat 90-tych. Wyobraziłem sobie zarośniętego człowieka, o wyglądzie Krakonosza lub innego Liczyrzepy, z liściem we włosach, zwisającym automatem, którego ktoś przez przypadek spotyka w lesie. Wyobraziłem sobie, ale jakoś ciężko mi było w to uwierzyć. Współczesna łotewska legenda. I tyle.

Myliłem się. Janis Pinups istniał. Wczoraj go odnalazłem w internecie. Urodził się 10 maja 1925 roku. W wieku 19 lat został wcielony do Armii Czerwonej. Wziął nawet udział w dwóch bitwach. Podczas drugiej został raniony i gdy zorientował się, że w pobliżu miejsca gdzie leżał nie ma żywej duszy postanowił uciec. Stało się to 7 listopada 1944. Wspominał potem: "Bóg mnie od wszystkiego uchronił, pomógł mi uniknąć pościgu, kiedy uciekłem z armii. Wiem co spotykało dezerterów. Dwóch takich rozstrzelano na naszych oczach. Ale ja nie uciekałem przez pola i krzaki, tylko szedłem drogą. Niechaj Bóg błogosławi tym gospodarzom z Koknese, którzy dali mi cywilne ubrania."

Od tego czasu przez pół wieku ukrywał się przed władzą radziecką i wzrokiem obcych. O jego istnieniu wiedzieli jedynie bracia i siostra. Początkowo mieszkał w lesie, lecz gdy nadszedł chłód przeniósł się do specjalnie zrobionej ziemianki w obrębie gospodarstwa. W latach 50-tych jego rodzina wybudowała nowy dom i stary pozostał pusty. Stał się on nowym schronieniem Janisa Pinupsa. Zachowywał przy tym wiele ostrożności. W ciągu dnia odwiedzał krewnych tylko gdy sąsiedzi nie mogli go widzieć. Pomagał swojemu bratu w pracach polowych, także zbierał grzyby i jagody w lesie (w którym miał kilka bunkrów). Robił to jednak tylko w nocy.

Przez ostatnie dwadzieścia lat Janis Pinups był wyjątkowo ostrożny. Dalsze ukrywanie się było o tyle ciężkie, że zmarli wszyscy jego bracia. Pozostała przy nim tylko jego siostra Veronika. Nie mógł jej nawet pomagać zbytnio, bowiem kilka razy sąsiedzi pytali o mężczyznę, który kręci się po gospodarstwie.

W 1991 roku, gdy Łotwa odzyskała niepodległość Pinups nie ujawnił się, wiedział bowiem, że wojska radzieckie wciąż stacjonują na Łotwie. Dopiero sześć miesięcy po wyjeździe ostatnich rosyjskich żołnierzy postanowił zburzyć swoje bunkry i ujawnić się na posterunku policji w Peleči. Domyślam się co mógł czuć policjant widząc 70-letniego dziadka, który oznajmił mu, że ukrywał się przez 50 lat i chciałby zalegalizować pobyt w swoim kraju (trzeba mieć na uwadze, że nie miał żadnych obowiązujących dokumentów).

Janis Pinups otrzymał obywatelstwo i paszport. Zamieszkał z siostrą, która nie miała rodziny. Początkowo pobierał miesięcznie tylko 25-łatowy zasiłek (około 130 złotych), bowiem Ministerstwo Opieki Społecznej stwierdziło, że nie jest uprawniony do emerytury lub renty. Później problem został rozwiązany (nie znalazłem informacji w jaki sposób). 16 czerwca 2007 roku Janis Pinups zmarł. Pozostała jednak jego legenda. Sam zresztą nie uważał się za bohatera. Zapytany o to jak udawało mu się wytrwać 50 lat odpowiedział: "Kilka razy niemal mnie nie wykryli, ale udało mi się uciec. To dzięki codziennej modlitwie. Teraz w każdą niedzielę chodzę do kościoła."

(22.10.2010)


R E K L A M A