LATVIJA NADAJE!
czyli wieści z romskiego taboru



Don Hallmann - brat bliźniak Dawida Hallmanna, który za młodu został porwany przez romski tabor w okolicach Burzeja na Śląsku Cieszyńskim. Dzięki swym wrodzonym zdolnościom i umiejętnościom szybko zdobył wpływy w romskim środowisku na całym świecie by ostatecznie w 2005 roku stać się Romskim Królem - władcą wszystkich taborów od Atlantyku po Ural. Jego ulubione zdania to: "Mem kwia Don Hallmann - mevar boszas mepe" oraz "Psy szczekają a tabor jedzie dalej". W lipcu A.D. 2006 został przeszmuglowany (w walizce) przez swego brata bliźniaka na Łotwę, gdzie został po królewsku przyjęty przez tamtejsze tabory. Slava Romie!



20 listopada 2006: Latvija nadaje!
21 listopada 2006: 18 listopada
21 listopada 2006: Za romskim oknem...
23 listopada 2006: Tabor w Czeske Republice
24 listopada 2006: LARP w taborze
26 listopada 2006: Szczyt w Rydze
02 grudnia 2006: Tabor zakotwiczył w Polsce
12 grudnia 2006: Z powrotem
13 grudnia 2006: 13 grudnia
16 grudnia 2006: Bigos
19 grudnia 2006: Sniegs! Sniegs!
20 grudnia 2006: Język anglikański w Taborze
21 grudnia 2006: Skriveri
23 grudnia 2006: Co czyta Romski Król?
23 grudnia 2006: Vai ir magone?
23 grudnia 2006: Blog roku
25 grudnia 2006: Akordeonista
25 grudnia 2006: Łotewskie Święta Boszas Mepe
26 grudnia 2006: Arena Riga
02 stycznia 2007: Laimigu Jauno Gadu!
08 stycznia 2007: Faszystowski kraj!
08 stycznia 2007: Tolkien's Day
11 stycznia 2007: Wszędzie konduktorzy!
11 stycznia 2007: Pół roku
19 stycznia 2007: Sniegs! Sniegs! - część II
20 stycznia 2007: Łotewscy kierowcy
23 stycznia 2007: Niespodzianki tu i tam!
23 stycznia 2007: Festival w Aizkraukle
24 stycznia 2007: Przyczepa z policjantami
27 stycznia 2007: Dan w kiblu
03 lutego 2007: Połowa dnia za mną
03 lutego 2007: Uz Poliju!
06 lutego 2007: Dom marksistów
06 lutego 2007: Aliina...
06 lutego 2007: Riga - Warszawa - Śląsk
08 lutego 2007: Czym jest Polska?
12 lutego 2007: Bitewne pole wypełnia zgiełk
21 lutego 2007: Powrót
23 lutego 2007: Zima w Taborze
24 lutego 2007: Sobota jak sobota
28 lutego 2007: DADGAD
01 marca 2007: Samozwaniec?
03 marca 2007: Muddy mood...
04 marca 2007: Dlaczego kobiety nie rządzą...?
08 marca 2007: 8 marca
12 marca 2007: Z kraju i ze świata
13 marca 2007: Wiosna!!!
17 marca 2007: Marsz Legionu
21 marca 2007: Na prosbe Heinza...
22 marca 2007: 22 marca
27 marca 2007: :*
27 marca 2007: Słoneczny wtorek
29 marca 2007: Ahoj Bebru Kungs!
31 marca 2007: LTV
03 kwietnia 2007: 2 lata
07 kwietnia 2007: Priecigus Lieldianas!
07 kwietnia 2007: Dobry Večer
07 kwietnia 2007: Wielka Sobota
10 kwietnia 2007: Brata bliźniaka refleksje poświąteczne
17 kwietnia 2007: Coraz bliżej finału
24 kwietnia 2007: Odszedł Borys
24 kwietnia 2007: Mechatron nadciąga!
26 kwietnia 2007: Romskie opowieści
27 kwietnia 2007: Po raz drugi w LTV
27 kwietnia 2007: Imieniny Aliny
02 maja 2007: LARP w Taborze
02 maja 2007: Iglak
12 maja 2007: Latvija przestaje nadawać
12 maja 2007: Romski król wrócił
27 grudnia 2007: Epilog







20 listopada 2006: Latvija nadaje!

Była noc z 19 na 20 listopada. Latvija zaczęła nadawać... Radiostacja ukryta w wozie bojowym naszego taboru wydobyła z siebie trzaski i szelesty po czym w świat poszły informacje Radia Wolna Roma, nad którym swój honorowy patronat objął Don Hallmann - Romski Król i władca wszystkich taborów od Atlantyku po Ural.





21 listopada 2006: 18 listopada

Na kilku portalach internetowych została zamieszczona relacja mojego brata - Dawida Hallmanna z obchodów łotewskiego Dnia Niepodleglości. Oto ona:

W południe złożono wieńce i kwiaty pod Pomnikiem Wolności. Następnie odbyła sie parada wojskowa. Przez pół dnia telebimy pod monumentem pokazywały filmy dokumentalne dotyczące łotewskiej historii, patriotyzmu i kultury. Tak stolica Łotwy - Ryga, świętowała 18 listopada Dzień Proklamowania Niepodległości.

Jednak najważniejsze uroczystości przewidziano na wieczór. Z upływem czasu przybywało ludzi na placu pod Pomnikiem Wolności. Jacyś chłopcy rozdawali łotewskie flagi. Chór przygotowywał się do występu.

Nagle na plac wmaszerowała spora grupa ludzi z flagami i pochodniami. To Visu Latvijai! (Wszystko Łotwie) - łotewscy nacjonaliści. Prawie sami młodzi ludzie - uczniowie, studenci, zupełnie nie związani z żadną subkulturą (poza kilkoma ludźmi w czarnych skórzanych kurtkach). Odśpiewano hymn państwowy. A tłum gęstniał...

Około 19.00 rozpoczął się koncert pieśni patriotycznych a o 20.00 na ustawionej pod pomnikiem mównicy stanęła prezydent Łotwy Vaira Vike-Freiberga. Przywitały ja brawa. W swoim przemówieniu podkreśliła, że Łotysze mogą być dumni ze tego dnia, z wolności, która jednak nie jest prezentem i wymaga odpowiedzialności. Poprzednie pokolenia nie miały tyle szczęścia co obecne. Prezydent Łotwy wymieniła również to z czego Łotysze mogą i są dumni, tj. najlepszy chór na świecie, wybitnych dyrygentów, śpiewaków, artystów, naukowców, filozofów. Na koniec owiedziała: "Możemy wszystko, musimy tylko chcieć. Toteż chciejmy, kochajmy, sprawmy by Łotwa rosła i piękniała. Boże błogosław Łotwę!". Tłum odśpiewał hymn państwowy.

Po przemówieniu zagrzmiały dźwięki orkiestry, która ruszyła spod pomnika w kierunku brzegu rzeki Daugavy (Dźwiny). A za orkiestrą ruszyła inna rzeka - rzeka ludzi, którzy szli ulicami Vecrigi (Starej Rygi) pod powiewającymi łotewskimi flagami. A nad brzegiem odbył sie pokaz sztucznych ogni, który trwał około 10 minut. A była godzina 22.00... jednak tłum ludzi pozostał w centrum Rygi przez cala noc aż do rana hucznie świętując 88 urodziny Republiki Łotewskiej.





21 listopada 2006: Za romskim oknem...

Za oknem dzień pochmurny i nie zachęcający do robienia czegokolwiek. Większość Romow w takich dniach bierze w dłonie skrzypce i gra smutne romskie melodie. Ale nie ja - bo ja jestem chory. Co prawda nieznacznie chory, ale dla każdego Romskiego Króla to doskonała wymówka by nie robić nic. Toteż robię nic. Bo cóż robić gdy za oknem dzień pochmurny i nie zachęcający do robienia czegokolwiek?





23 listopada 2006: Tabor w Czeske Republice

W dniu wczorajszym ja Don Hallmann, Romski Król, władca wszystkich taborów od Atlantyku po Ural zostałem zaproszony do uczestnictwa w obradach Czeskiego Taboru w Pradze. Zapewne przyjmę to zaproszenie i korzystając z okazji tranzytu przez ziemie Najjasniejszej Rzeczypospolitej odwiedzę w Warszawie mojego brata bliźniaka (tego trzeciego), o którym żadna piękna cygańska dziewica nie wie*.

Obrady Taboru odbędą się w dniach 2-10 grudnia zatem trzeba mi będzie wyruszyć wcześniej albowiem jesień tego roku jest strasznie błocista, co znacznie utrudnia poruszanie się naszego taboru.

* Wpis w xiędze gości:

Don Hallmann - tyś nasz król
tyś gwiazda na romskim niebie
cygańska dziewica co oczy jej płoną
tak pragnie bardzo do ciebie

a czarne jej oczy cygańskie
i wróżby o cudach świata
czy ona kiedyś odgadnie
że w Wawie masz brata bliźniaka?

~wielki kniaź, 2006-11-22








24 listopada 2006: LARP w taborze

Dziś w moim królewskim taborze odbędzie się LARP. Przyjadą goście z Rygi (znani i szanowani Romowie) więc będzie romsko. Bowiem jak mówi stare porzekadło: "Gdy Romowie z Rygi się zjawiają wtedy jest jadło a wrogowie uciekają". LARP oczywiście będzie LARPem nocnym przy świetle romskiego księżyca, dźwięku romskich skrzypiec i zawodzeniu pięknych cygańskich dziewic. Z jedną dziewicą miałem nawet jechać do Czech, ale ostatecznie pojadę sam, gdyż nie chcę by odgadła, że w Warszawie mam trzeciego brata bliźniaka (jeśli nie wiesz o co chodzi zajrzyj do księgi gości).

W okolicach jutra spodziewane są problemy z Internetem bowiem wszystkie romskie dzieci będą miały wolne przez 5 dni. W Ryskim Taborze odbędzie się spotkanie przywodców NATO. Nasi przedstawiciele też tam będą! Sława Romie!





26 listopada 2006: Szczyt w Rydze

Dziś nasz tabor dotarł do Rygi. We wtorek rozpocznie się szczyt NATO. Przedstawiciele Romskich Sił Zbrojnych też tu będą. W powietrzu latają helikoptery. Na ulicach pełno żolnierzy - także z innych krajow. Dziś Don Hallmann zaczepił na ulicy żolnierzy z Polski wołając do nich "czołem żolnierze" na co oni odpowiedzili "czołem". Dobrze to o nich świadczy, bo przecież mogli odpowiedzieć "sp********". Romski Król rozważa zgłoszenie ich do nagrody: "Przyjaciele Taboru 2006".





02 grudnia 2006: Tabor zakotwiczył w Polsce

Przedwczoraj 30 listopada mój Tabor przekroczył granicę RP. Jeszcze tego samego dnia dotarłem razem z moją świtą do Warszawy, gdzie spędziłem noc w wozie mojego trzeciego brata bliźniaka znanego też jako Sztukmistrz z Warszawy. Było wiele radości. I jak zwykle nie obyło się bez akcji w romskim stylu...

I tak oto wkroczyłem razem ze swoim bratem do Apteki i mówię:
- Labdien!
A mój brat bliźniak tłumaczy:
- Dzień dobry!
Pani z apteki odpowiada... a ja dodaję:
- Skaists laiks ir s(z)odien!
Sztukmistrz z Warszawy odpowiada:
- Don Hallmann mówi, że ładną mamy dziś pogodę...
I w taki oto sposób kupiłem tabletki na kaszel...

1 grudnia czyli następnego dnia udałem się na Śląsk - do domu. Nie ma to jak wyspać się we własnym łóżku! Mimo iż jestem Romskim Królem to jednak tkwi we mnie coś z osiadłego ludu.

A dziś w nocy Tabor wyruszy dalej - na Bohemę!





12 grudnia 2006: Z powrotem

Nasz tabor dotarł do Aizkraukle. Spędziłem tu z moimi Romami noc i dziś o 11.26 wrócimy do Sece, gdzie pozostaniemy przez jakiś czas tocząc swe wozy po koszmarnych drogach.

A oto jak wyglądała podróż: 29.11 - tabor wyruszył do Rygi a następnie obraliśmy kurs na Warszawę, gdzie przybyliśmy 30.11. W Warszawie miało miejsce oficjalne spotkanie ze Sztukmistrzem z Warszawy, piękną Cyganką z Lublina oraz z Władkiem, który zaproponował mi zagranie koncertu z okazji 25lecia NZS. Odmówiłem (oficjalny powód: brak czasu). Z rana 1.12 tabor udał się na Śląsk. Tu spotkałem się z rodziną oraz z romskimi przyjaciółmi z dzieciństwa. Było wiele radości. 2.12 o godzinie 00:20 tabor wyruszył do Czech, gdzie miało miejsce spotkanie z Romami z Czech, Słowacji, Malty, Niemiec i Łotwy. Było wiele radości. Kupiłem sobie 4 książki po czesku ("Mitologia Słowian", "Czystki etniczne", "Poezja hiszpańskiego romantyzmu", "Thorgal"). Wieczorem 6.12 tabor wyruszył do Warszawy gdzie zakotwiczył 7.12. Tu znów spotkałem się ze Sztukmistrzem z Warszawy. Wieczorem koła wozów znów zaskrzypiały. Kierunek - Ryga. W Rydze byłem nad ranem 8.12. Stąd wraz z wolontariuszami z Niemiec, Francji, Hiszpanii, Polski i Turcji udałem sie do Madonas Rajons, gdzie miał miejsce midterm miting. Roma znów wzrosła w siłe! Spotkanie zakończyło się 11.12 w południe. Toteż z Madonas Rajons udałem się z powrotem do Rygi a z Rygi do Aizkraukle. Dziś wracam do Sece.





13 grudnia 2006: 13 grudnia

25 lat temu pewien generał powiedział: "Ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Rada Państwa, w zgodzie z postanowieniami Konstytucji, wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju" ...a taborom odmówiono wolności poruszania się po kraju. Dlatego też po wsze czasy Romowie wszystkich ziem przeklinać będą ów dzień i ów generała.

25 lat temu był śnieg... a dziś nie ma (ani w Polsce ani na Łotwie). Z tego powodu też przeklina się dziś w taborach (zwłaszcza, że Świeta tuż tuż).

Tymczasem ja - Don Hallmann, Romski Król złapałem jakiegoś antyromskiego wirusa, który nie pozwala mi spożywać pokarmów, bo gdy spożywam to wydalam otworem gębowym. Dlatego też słuchając rad starej Cyganki postanowiłem nie spożywać. Sposób to dobry tylko ma jedną wadę - osłabia. Osłabienie jednak nie przeszkodziło mi w wyprawie do Skriveri, gdzie wziąłem udział w spotkaniu grupy folklorystycznej. Bylo to ciekawe, zwłaszcza, że byłem jedynym Romem w taborze. Resztę grupy stanowiły cygańskie dziewice.

A jutro będę malować T-shirty wraz z romskimi dziećmi z Sece. Niech żyje Roma!





16 grudnia 2006: Bigos

Narobił się bigos. Od jakiegoś czasu mam klucze od centrum młodzieży w Aizkraukle... w którym mogę nocować, gdy mam taką potrzebę (tzn. nie mam autobusu do Sece). Toteż dziś postanowiłem skorzystać z tego prawa. Zajechałem więc ze swym taborem przed Centrum... a tu światło. Wchodzę. A pani od teatru pyta co mnie sprowadza. A ja, że chce skorzystać z prawa pierwszej nocy. I ona trochę się zdziwiła. Jeszcze bardziej się zdziwiła gdym powiedział jej, że mam klucze, bo Inguna (kobieta, która dała mi klucze) nic jej nie rzekła. No i narobił się bigos.

A dzis w taborze postawiliśmy choinkę. Jeszcze nieudekorowana ale stoi. Prosto z lasu - naszego, żeby nie bylo ze Rom to kradziej. Co to to nie! A za kilka dni powieszę na niej bombki i granaty.

Tymczasem w nastepnym odcinku:
Jak potoczą sie losy kluczy Don Hallmanna? Czy tabor zostanie pozbawiony meliny w Aizkraukle?
Czym Don Hallmann przyozdobi choinkę? Czy znajdą się na niej małe koła od wozów?
Jak potoczy się znajomość Don Hallmanna z młodą i piekną Cyganką?
Czy Hallmann spotka się z nią w środę?

O tym wszystkim przeczytasz już wkrótce! Sława Romie!





19 grudnia 2006: Sniegs! Sniegs!

- Sniegs! Sniegs! - wołają dziś romskie dzieci na całej Łotwie. Co prawda spadło go niewiele, ale lesze to niż nic (zresztą wciąż pada). Tym bardziej, że wraz ze śniegiem nadszedł jego starszy brat - Mróz, który zamienił błoto w twardą bryłę, toteż ulatwiło to znacznie poruszanie się wozom naszego taboru.

A jutro okaże się czy będę musiał oddać klucze do Centrum Młodzieży w Aizkraukle... Jutro też udam się na imprezę bożonarodzeniową w Skriveri. Oczywiście będzie wiele folku i wiele pięknych cygańskich dziewic.

A przedwczoraj spotkałem na dworcu w Aizkraukle mężczyznę, który służył w Specnazie (a teraz jest drwalem...) i opowiedział mi to i owo o wojnie w Afganistanie (a ja to i owo zrozumiałem). Początkowo wziął mnie za członka paramilitarnej formacji łotewskiej "Zemesargs" (Landguard, Straż Krajowa), ale rozwiałem jego przypuszczenia. Romski Król służy tylko Romie!

Romskie hasło na dziś: "sprawiedliwość jest jak kiełbasa - nie zawsze jest w lodówce".





20 grudnia 2006: Język anglikański w Taborze

Dzieci w moim Taborze przede wszystkim mówią w języku łotewskim. Czasem zdarza się im powiedzieć coś po rosyjsku... po angielsku mówią gdy się ich przyciśnie... choć czasem i przyciskanie nie skutkuje. Myślę, że sytuacja ta nie różni się zbytnio od sytuacji innych zapadłych wsi - nie tylko na Łotwie, ale i w innych zakątkach Europy.

Co jednak dziwi - część dzieci mówi po angielsku dość dobrze, jednak tylko mówi. Z pisaniem jest o wiele gorzej. Wczoraj na przykład posłałem do jednego 15-latka (moim zdaniem jeden z lepszych "anglistów" w Taborze) wiadomość z zapytaniem: "At what time is the second bus to Aizkraukle?"... Po chwili otrzymałem odpowiedź: "Second bus to Aizkraukle is at 11:30. I don't now in vich days it gous".

Hmmm... a może to staroangielski?





21 grudnia 2006: Skriveri

Stara cyganka, która przepowiedziała mi, że na imprezie w Skriveri "będzie wiele folku i wiele pięknych cygańskich dziewic" tylko w połowie miała rację. Co prawda folk był, ale cygańskie dziewice zostały zastąpione starszymi paniami na emeryturze. Oczywiście trochę mnie to zaskoczyło, ale nieznacznie bo w trudnych, dzisiejszych czasach Rom musi być przygotowany na wszystko - nawet na brak cygańskich dziewic.

Ale nie było źle bo po imprezie spotkałem się z Aliną - piekną Cyganką o niezwykle ciekawych poglądach, z która przeszedłem połowę wsi. Był to jeden z nielicznych przypadków kiedy Romski Król chadzał piechotą a nie taborem. Po spotkaniu z Aliną udałem się do mojej nowej romskiej meliny, która mieści się w budynku Szkoły Muzycznej w Skriveri. Tu też poznałem Marisa, gitarzystę i piłkarza oraz Tomsa, saksofonistę, gitarzystę i snipera... Co ciekawe przechadzając się z Aliną spotkałem Tomsa (szedł z pokrowcem na gitarę) i gdy nas minął rzekłem: "sniper". Oczywiście miałem rację. Romski Król zawsze ma rację! (dlatego jest Romskim Królem)

Komentarze:

Wybacz brak ogłady, ale istnieją jeszcze Romskie dziewice?
~riabsev

Hmmm... Oczywiscie! Jesli ktos uwaza inaczej to jest antyromskim faszystą! Oczywiscie ze istnieja romskie dziewice! Romowie biora sobie za zony tylko romskie dziewice! (hmmm... moze dlatego wiekszosc z nich ma srednio 12 lat).
~Don Hallmann

a co z tymi kluczami w końcu? :P
~Ergorg

Romski Krol porzucil stara meline w Aizkraukle (oddal klucze) i zainstalowal sie w Skriiveri na trasie Riiga - Aizkraukle, gdzie moze nocowac w szkole muzycznej do ktorej ma klucze.
~RomaPress





23 grudnia 2006: Co czyta Romski Król?

Kilka dni temu skończyłem czytać książkę, którą pożyczył mi mój brat bliźniak z Warszawy. "Europa na licytacji" - taki nosi tytuł. Jest to książka niezwykle ciekawa, napisana przez Dragana M. Sotirovića - czetnika (serbskiego partyzanta walczącego z Niemcami i komunistami) a później żołnierza AK - książka przesiąknięta goryczą po jałtanskiej zdradzie Churchilla i Roosevelta. Obecnie zaś czytam "Franco" - biografię hiszpańskiego dyktatora, antykomunisty i obrońcy tradycji autorstwa Lidii Mularskiej - Andziak.

Warto dodać, ze od 5 miesięcy jestem w trakcie lektury Kodeksu Postępowania Karnego, ale tej ksiązki, w przeciwieństwie do wyżej wymienionych nie polecam (no chyba, że do snu jako środek nasenny).





23 grudnia 2006: Vai ir magone?

Antyromski spisek - tylko tak mozna okreslić to, co dziś mnie spotkało. Pół dnia szukałem w Rydze maku i nigdzie go nie było. W końcu znalazłem, ale mieli tylko 0.6 kg. Skandal! To prowokacja wymierzona w społeczeństwo romskie! Wszak każdy wie, że my Romowie lubimy makówki... a bez maku niesposób je zrobić. Ale dość tego! Od nowego roku ruszy kampania "Więcej maku", w której Romowie z całej Łotwy będą lobbować zwiększenie importu maku do tej bałtyckiej republiki, tak by w przyszłym roku nikt nie usłyszał negatywnej odpowiedzi po zadaniu pytania: "Vai ir magone?".





23 grudnia 2006: Blog roku

KOMUNIKAT: Nieznani sprawcy zgłosili jedyny wszechromski blog w sieci "Latvija nadaje" do konkursu "Blog roku 2006". Godzi to w romskie poczucie godności toteż ja Don Hallmann, Romski Król i władca wszystkich taborów od Atlantyku po Ural nie wezmę w nim udziału. My Romowie akceptujemy tylko jeden rodzaj wyścigów - wyścigi wozów taborowych. Inne wyścigi (np. wyścigi szczurów) są nam zupełnie obce. Rom jest zawsze poza układem i trzyma się z dala od rzeczy, które mogłyby ograniczyć jego niezależność. Sława Romie!





25 grudnia 2006: Akordeonista

Wczesną jesienią spotkałem na jednym przystanku tramwajowym akordeonistę. Grał ciekawą melodię, która sie monotonnie powtarzała. Miałem wtedy wiele spraw na głowie. Nie zwróciłem na niego uwagi. Dopiero gdy wsiadłem do tramwaju spojrzałem w jego twarz. Była prawdziwa. Było w nim coś z romskiego taboru pod koniec dnia, gdy wszyscy Romowie gromadzą się wokół ogniska. Szczególnie poruszył mnie jego szczery usmiech. Wtedy pojawiła się myśl by wyskoczyć z tramwaju i wrzucić mu jakiś grosz. Wahałem się a drzwi się zamknęły. To było smutne jak romskie historie starych Cyganek...

Wczoraj idąc z Aliną jedną z ulic Rygi usłyszalem melodię niemieckiej kolędy "O Tannenbaum, O Tannenbaum, Wie treu sind deine Blätter"... Zatrzymałem się. Alina spytała o powód. Rzekłem, że bardzo lubię tę melodię, więc wrzucę coś akordeoniście, który ją grał... Podszedłem bliżej. To był on! Ten akordeonista! Ten sam szczery uśmiech! Opowiedziałem Alinie całą historię. Też wrzuciła mu santimy. Hmm... w wigilię Bożego Narodzenia dzieją się dziwne rzeczy.





25 grudnia 2006: Łotewskie Święta Boszas Mepe

Pół wczorajszego dnia spędziłem z Aliną (która wczoraj miała urodziny) krążąc po Rydze i szukając miejsca gdzie można by usiąść. Miejsca takiego nie było więc przystanęliśmy w grocie (we względnie miłej jadalni na dworcu). Drugą połowę dnia spędziłem ze swoją łotewską rodziną. Nie było źle, choć było inaczej niż zwykle. Jedyne co było takie jak zwykle to makówki, które przyrządziłem (po raz pierwszy w życiu). Udały się - są dobre jak romski dobry wieczór.

A co było inne?

1. (po prve) nie było tradycyjnej wieczerzy wigilijnej. Był "szwedzki stół", który ustawiono około godziny 18.00. Każdy jadł co chciał i kiedy chciał. Oczywiście nie było pustego talerza i sianka pod obrusem (bo nie było obrusu). 2. (po druhe) nie było łamania opłatkiem ani życzeń, takich oficjalnych 3. kulminacyjnym momentem było rozdanie prezentów. Każdy wychodził po kolei na środek, mówił wierszyk i dostawał prezent od tego, kto mu chciał go dać (dostałem płytę CD łotewskiego, wokalnego zespołu Kosmos - ciekawego) 4. po rozdaniu prezentów była gra w zgadywanie co pokazuje osoba na środku... trwało to do godziny 22.30 a potem część zgromadzonych poszła spać. Ja udałem się na pasterkę. 5. na ulicach Rygi było wielu ludzi "szlajających się po klubach" - sytuacja raczej niespotykana w Polsce. 6. pasterka była po polsku, ale homilię tlumaczono na rosyjski, coby Rosjanie, którzy przybyli na polską pasterkę mogli zrozumieć. 7. kościół nie był nawet w 1/3 wypełniony. Nie było tłumów takich jak w Polsce.

I to by było na tyle. Slava Romie!





26 grudnia 2006: Arena Riga

I stało się. Ja, Don Hallmann, Romski Król, gruziński Boszas Mepe rozpocząłem prace nad nową płytą. Już wkrótce romska muzyka mojego autorstwa podbije Romę i nieRomę. Oto dziś korzystając z wolnego czasu udałem się z moim romskim przyjacielem Andrisem (który w wolnych chwilach pracuje jako operator dźwieku) do ryskiej Areny (Arena Riiiiga), gdzie dokonałem pierwszych prób i nagrałem jedną zwrotkę utworu "Jeźdźcy Rohanu" opowiadającego o romskich wojownikach walczących pod znakiem białego konia i taborowego koła z hordami orków na usługach Mordoru i międzynarodówki komunistycznej. Próby wyszły obiecująco. Toteż w Taborze zapanowała radość i tego wieczoru wszyscy Romowie spiewają i grają romskie piosenki na chwałę Romy! ...bo jak mawiał cygański myśliciel - Don Raszaj Aladyn żyjacy w Gruzji na przełomie XIV i XV wieku - "taborshi khvelaperi kargad aris"! *

Don Hallmann to śpiewak ultracyganski,
Kochają go wszystkie romskie niewiasty
Stokroć lepszy jest od brata swego
Hallmanna Dawida strasznie nudnego.

Ref. Ore! Ore! Roma! Roma!
Rom jest fajny, niechaj skonam!
Kame dramoj? Helciu daryk! **
Es nezinu ko jadarit! ***

Hasło na dziś: "Pytanie czy orkowie są komunistami jest dla mnie równie sensowne, co pytanie, czy komuniści są orkami". /J.R.R. Tolkien, "Listy"/ Romski komentarz: Oczywiście są!


Przypisy:
* (to po gruzińsku) W taborze wszystko dobrze!
** (to po romsku) Chcesz w mordę? Uciekaj stąd!
*** (to po łotewsku) Ja nie wiem co mam robić!





02 stycznia 2007: Laimigu Jauno Gadu!

- Laimigu Jauno Gadu! Laimigu Jauno Gadu! - wołali wczoraj Romowie w naszym Taborze. Nadszedł nowy rok! Anno Domini 2007... a Romski Król postanowił zostać w Taborze i w sylwestra malował spokojnie koszulki (T-Shirty).

A 1 stycznia? A pierwszego stycznia byłem w Aizkraukle (w kościele... co zwykle zabiera mi połowę dnia) a potem udałem sie do Skriveri w by przenocować w szkole muzycznej, z nadzieją że wcześniej spotkam się z Aliną. Niestety nie odpowiedziała na mojego SMSa... toteż udałem się prosto do szkoly. A tu niespodzianka! Impreza! Początkowo przeszedłem obok - niezauważony i rozłożyłem się ze swoim sprzętem w swojej sali. Trochę pograłem na pianinie... (czekając na odpowiedź od Aliny) i w końcu zdecydowałem się przyłączyć do sąsiadów. Drzwi były otwarte. Stanąłem w progu i rzekłem: "Ciao visiem!"... nastąpiła chwila ciszy. I nagle dwaj goście, którzy siedzieli pod ścianą wstali i zaczęli krzyczeć: "Davids!?? Davids?! Ko tu dari seit?!! Davids! Tas ir Davids!!!" et cetera et cetera. W pierwszej chwili nie poznałem ich. Dopiero gdy podeszli bliżej poznałem w nich kolesi, z którymi gralem koncert w Sece. Cóż za spotkanie! Ha ha! Zwinęli sie koło 21.30... Nastała cisza. Tylko deszcz grał na oknie. Około 22.00 przyszła Alina (coż jednak nadzieja nie jest matką głupich) i podarowała mi 4 pierniki w kształcie liter, które utworzyły słowo BANG! A bylo to dobre jako dobre rano a dobry vecer... a nawet dobry cely den!

A 8go stycznia być może polecę (latającym wozem) do Słowenii, gdzie odbędzie sie Kongres Wszechromski... Cóż, zobaczymy...

Hasło dnia: "Żyrafy wchodzą do szafy. Pawiany wchodzą na ściany."





08 stycznia 2007: Faszystowski kraj!

"Co za faszystowski kraj!" - rzekłby lewicowy radykal-anarchista, działacz pro-gejowski i aktywista antify w jednej osobie... po tygodniu spędzonym na Łotwie.

Kapec? Why? Dlaczego?

Po pierwsze... Łotysze raczej nie przepadają za homoseksualistami (ewentualnie są neutralni). Homofobia nie jest tutaj oznaką zacofania i zaściankowej katolickiej ordodoksyjnosci (może dlatego, że nie ma wielu katolików...). Wczoraj Alina rzekła mi, że jakiś czas temu grupa gejów wychodzących z kościoła została obrzucona odchodami przez działaczy organizacji NO PRIDE. Cóż, czasem niechęć nie jest już tylko niechęcią... Po drugie... Na Łotwie dość sporo jest swastykopodobnych symboli. Łotysze po II wojnie światowej nie usunęli swastyk ze swych domostw, uważając ten symbol (związany z pogańskim kultem ognia) za integralną część łotewskiej kultury. Po trzecie... łotewskie prawo obfituje w nakazy. Czają się one na każdym kroku. Podam dwa przykłady. Przykład pierwszy. 18 listopada Łotysze obchodzili Święto Niepodległości. Na każdym domu była wywieszona flaga. Byłem pod wielkim wrażeniem łotewskiego patriotyzmu i kultu własnej flagi (na codzień powiewają one na każdym publicznym budynku). Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się że 18go listopada Łotysze mają OBOWIĄZEK wywiesić flagę, pod karą grzywny. Przykład drugi. Wielu (na prawdę wielu) Łotyszy nosi odblaski. Zarówno takie romskie kółeczka jak i opaski na ramię. Zawsze dziwiło mnie to. Jak to jest, że wkładają to na siebie. Jak policja ich do tego nakłoniła? Dziś dowiedziałem się jak... Otóż za chodzenie bez odblasków grozi 20 łatów grzywny (ponad 100 PLN). Co prawda dopiero od 1 stycznia, ale to nie zmienia faktu, że nakazów to mają dość sporo. Zakazów też. Palacze nie mają swoich przedziałów w pociągach. Romskim niepalaczom to nie przeszkadza... ale tym co mają problem z tym nałogiem wręcz przeciwnie!

Hasło na dziś: duży i dobry zawsze pokona małego i złego.





08 stycznia 2007: Tolkien's Day

3go stycznia obchodziłem w swym Taborze Tolkien's Day czyli 115 rocznicę narodzin Tolkiena. A obchodziłem nie sam bowiem odwiedziła mnie w moim "The Middle of Nowhere" Alina, której nie brakło odwagi by przenocować w Taborze i jako pierwsza kobieta i człowiek zarazem dokonała tego w nocy z 3go na 4go. To była dziwna noc bowiem księżyc (gwiazdy też) świecił tak jasno, że mogliśmy się udać po północy nad strumień by postrzelać z łuku. A przecież cały tydzień był pochmurny jak twarz działacza Antify. Cały tydzień z wyjątkiem tej nocy! "Zajimave..." - rzekli by czescy Romowie. Cóż i to by było na tyle ciekawostek dotyczących romskich godów (gody - staropolska nazwa świąt Bożego Narodzenia i okresu po świętach [do Trzech Króli]).





11 stycznia 2007: Wszędzie konduktorzy!

Czy na Łotwie można jeździć na gapę?
Odpowiedź brzmi: NIE.
A czy jest to potencjalnie możliwe?
Odpowiedź brzmi: NIE.

Dlaczego?

Odpowiedź brzmi: bowiem w każdym wagonie tramwajowym, w każdym wagonie pociągu, w każdym autobusie czy trolejbusie siedzi konduktor i wypatruje. Wchodzisz do tramwaju. Od już Cię widzi. Podchodzi i pyta o bilet. I musisz kupić. Innej opcji nie ma. Dlatego my - Romowie podróżujemy wozami taborowymi. I tylko mój brat bliźniak - Dawid Hallmann - nudziarz i zdrajca używa środków komunikacji miejskiej (i płaci za bilet). A ja się pytam: gdzie tu duch sportu??!





11 stycznia 2007: Pół roku

Wczoraj minęło pół roku odkąd jestem w łotewskim taborze. Cóż rzec...? Jest romsko! Poza podwyżką trolejbusów, tramvajów i pociągów (od 1 stycznia) nie mam na co narzekać. No może jedynie na czas, który płynie zbyt szybko, niczym woda w górskim strumieniu. Sława Romie!

Hasło dnia: Jakże wierzyć tym, którzy mówią, że gotowi są oddać życie dla Ojczyzny skoro nie potrafią ów Ojczyznie oddać swego czasu?





19 stycznia 2007: Sniegs! Sniegs! - część II

Dzisiejszej nocy w Sece spadł śnieg ale z rana zaczął topnieć przez co drogi zamieniły się w peklo na zeme. Jakby tego było mało zabrakło prądu. Szkoła została zamknięta. Wody też nie ma (bo pompa nie działa). Fantastycznie!

Na szczęscie jestem dziś w Aizkraukle. Będę grał na gitarze podczas otwarcia klubu młodzieżowego w Centrum Młodzieży... a później - wieczorem, po zmroku - będzie LARP.

Dziś też opuścił Tabor Rafal vel Marjanu, który przyjechał przedwczoraj wraz ze swą siostrą (Magdą) i koleżanką siostry (Kasią). A bylo to dobre jako dobre rano a dobry vecer. W środę trochę pochodziliśmy po Rydze a wczoraj (czwartek) zwiedziliśmy Sece... ewentualnie... w środę zwiedziliśmy Rygę a wczoraj (czwartek) pochodziliśmy po Sece. A wieczorem była impreza z lokalną ludnością. Było wiele radości.

Gdy Maryjan w Taborze chodzi
Brykają starsi, fikają młodzi. Głupie.


A teraz inne wieści z kraju i ze świata. W dniach 4-18 lutego - ja Don Hallmann będę ze swym taborem w Polsce. Zapewne będzie wiele radości (zwłaszcza, że czeka mnie egzamin z KPK). A potem pojadę prawdopodobnie na spotkanie Wszechromskiego Taboru we Wrześni, w celu przygotowania obozu międzynarodowego z ramienia Centrum Młodzieży w Aizkraukle.

Od tygodnia Alina leży w szpitalu. Wcześniej jednak odkryła, że w Sece przebywa mój brat bliźniak (ten drugi - nie z Warszawy). Budzi to mój poważny niepokój tym bardziej, że mam pewne podejrzenia wobec nich (niby dlaczego mój bliźniak odwiedza ją codzień w szpitalu?)!

A mój brat bliźniak Dawid Hallmann to antyromski patafian! Dlaczego? Najpierw zaprzeczał, że mogłyby go w ogóle interesować łotewskie dziewczęta. Gdy jedna z Cyganek w Taborze przepowiedziała mu miłość i że zostanie na Łotwie wybuchnął śmiechem i rzekł: "romskie bajki możecie opowiadać sobie". No a teraz sprzątnął mi sprzed nosa najjaśniejszą łotewską pannę, której blask niczym romskie ognisko oświetla szarą codzienność i nadaje kolorów. Niech go trzystu kosmatych porwie! Kłamca i oszust, nielojalny wobec swego brata bliźniaka!

Komentarze:

"i że zostanie na Łotwie" - oby ta część przepowiedni się nie spełniła ;p Pozdrawiam
~Ergorg

Romski Król poznał Aline
łotewską złotą dziewczynę
nie wie chłopina co będzie
zostanie czy z taborem wyjedzie?

Marta, Aśka, Kaśka, Baśka
Królu przecie każda Twa!
Lecz serce Jego do Aliny plonie
I nikt nie wie jaki będzie koniec...
~Rzeźnik z Warszawy


Moim zdaniem Romski Krol wroci a brat blizniak zostanie na Lotwie. Stawiam 1 do 5.
~Navudens





20 stycznia 2007: Łotewscy kierowcy

Romski Król nie lubi łotewskich kierowców. Jeżdżą jak wariaci. Wjeżdżają w kałuże, z których woda ląduje na Tobie. Jednego z większych drogowych idiotów minęliśmy w czwartek z Maryjanem. Jechał po polnej drodze jakieś 100 km/h. Jakiś łotewski Colin McRae... Gdy nas minął posłaliśmy go do piekła. Wariat! I co? Zatrzymał się nie ujechawszy 200 metrów... Samochód nawalił! Ma nauczkę - rajdowiec w VW Golfie. Gdy przechodziliśmy obok niego (zaglądał do silnika) rzekliśmy z Maryjanem (po polsku): "Co za pech! Och...". Sprawiedliwości stało się zadość!





23 stycznia 2007: Niespodzianki tu i tam!

Pół roku jestem na Łotwie. Od tego czasu wydarzyło się tyle niespodziewanych rzeczy, że aż trudno to zliczyć. Szyłem na maszynie do szycia, kupiłem sobie kilt, strzelałem z łuku, poznałem rzesze ultra-ciekawych ludzi (w tym najcudowniejszą dziewczynę, którą ukradł mi brat bliźniak), Polska została wicemistrzem świata w siatkówce, razem z Dawidem Hallmannem mam dostęp do darmowego studia nagrań, mój Tabor stacjonuje w niezwykle pięknym miejscu a wczoraj Polska wygrała z gospodarzami mistrzostw świata w piłce ręcznej (Niemcami)... Koko dżambo i do przodu - to moje romskie hasło! Dobre, nie?





23 stycznia 2007: Festival w Aizkraukle

W sobotę 20 stycznia mój brat bliźniak - Dawid Hallmann zagrał podczas festivalu grup młodzieżowych w Aizkraukle. Zagrał w sumie 5 utworów razem z francuskim bebniarzem Sebastienem. Występ zakończyły owacje (poświadczam to ja - Romski Król). Po tym sukcesie Dawid coraz poważniej myśli o nagraniu nowej płyty, którą zatytułuje (najprawdopodobniej) "Wojna i pokój". Nie zmienia to oczywiście faktu, że jest antyromskim oszustem!





24 stycznia 2007: Przyczepa z policjantami

Tydzień temu idąc sobie ulicami Rygi, czekając na przyjazd Marjana trafiłem w jednej ciemnej uliczce z walącymi się kamienicami (miejsce, do którego nie zaglądają turyści) na przyczepę kampingową. Taką małą z lat 70-tych. Ktoś w niej siedział. Podchodzę bliżej i co widzę? Policjanci. Dwaj policjanci siedza w przyczepie. Ale po co? Czyżby tak wlaśnie wyglądały łotewskie posterunki policji? Otóż nie, oni pilnują budynku. A co to za budynek? (dopiero gdy minąłem przyczepę zauważyłem, że to...) Synagoga! Co za jazda! Policjanci siedzą cały dzień w przyczepie i pilnują synagogi! A myślałem, że takie akcje są możliwe tylko w Polsce!

I tylko dlaczego nikt nie pilnuje romskich taborów przed antyromskimi wystąpieniami ludu? (notabene będąc w Rydze widziałem jednego antyroma jak straszył jednego romskiego zioma, że go wrzuci do kanału... czym prędzej przybiegła jednak romska baba i zaczęła krzyczeć na... na Roma, że jest zły i głupi, i że idiota skończony... i antyrom go puścił a romscy ziomkowie zniknęli w przeciągu 5 sekund).

Shalom!





27 stycznia 2007: Dan w kiblu

Jakiś czas temu odwiedziłem w Rydze francuskiego bębniarza mojego brata bliźniaka. Trochę pograliśmy romskie szlagiery, skutkiem czego była potrzeba załatwienia swych potrzeb fizjologicznych. Toteż udałem się tam, gdzie nawet Romski Król chodzi piechotą. Wchodzę. Załatwiam potrzeby. I co widzę? Gołe baby! Odpowiednio ocenzurowane. Ktoś wyrwał ów pięknym cygańskim niedziewicom płuca i narządy rodne! Nie to jednak mnie zaskoczyło. Otóż w kiblu był tylko jeden plakat nie przedstawiający jakiejś pani w jakiejś pozie. Ów plakat pozostał nietknięty. Tkwiący na drzwiach kibla niczym ekskalibur w skale --- plakat Dana Landy vel Daniela Landy - czeskiego wokalisty, rockmana, rajdowca, aktora, boksera, teatralnego reżysera. "Co też za romskie dziwy (+ Dan Landa) kryją się w tym kiblu!" - pomyślałem i opuściłem przybytek.





03 lutego 2007: Połowa dnia za mną

Wstałem o 9.00. Toaleta, śniadanie, mail, wieści z taborow na całym świecie. A potem Vecriiga. Najpierw bank. Przeprowadziłem dwie poważne tranzakcje (wypłata żywej gotowki w ojro i łatach) po czym sie ulotniłem niczym gaz z romskiej rury. Potem był dworzec autobusowy i zakup biletu (a raczej zamiana... oczywiście dla brata bliźniaka bo my Romowie nie plamimy się jazdą autokarem). I tu niespodzianka. Bo probując coś wytłumaczyć pani w okienku wtrącił się do rozmowy inny pracownik firmy pytając: "Ale o co chodzi?". No to trafił swój na swego i załatwiłem sprawe po romsku (tzn. w tzw. polish roma language). A wracając z dworca przeskoczyłem cholernie dużą kałużę, tak że łotewskie dziewczęta, które przechodziły obok zawołały: "Uuuu!" wyrażając tymsamym podziw dla romskich osiągnięć w dziedzinie przeskakiwania kałuż. A potem były zakupy i powrót na Kazarmu Iela.

A wieczorem (tak jak i wczoraj) spotkam sie z Aliną*, która uczestniczy w jakimś medialnym seminarium. I do 22.10 będzie romsko! A potem na wóz i UZ POLIJU!

* oczywiście za plecami brata bliźniaka, który też jedzie dziś do Polski. He he! Frajer!





03 lutego 2007: Uz Poliju!

I oto po raz drugi mój Tabor zdąża w kierunku Polski. Dziś jeszcze Ryga, ale jutro już Warszawa a w poniedzialek - Śląsk... Wiele się dzieje. I tylko czasu brak by opisać. Zresztą czy ktoś to w ogóle czyta? Antyromska propaganda odnosi sukcesy!

Mój brat bliźniak za to coraz częściej mówi o chęci powrotu na Łotwe (co jest o tyle dziwne, że jeszcze z niej nie wyjechał). Ha! Ha! Nie spodziewał się, że go dopadnie "milestiba"! Z tego morał całkiem znany: "Rom w taborze Ci nie skłamie!" Hej! Ore, ore!

Romska mądrość: Raz na wozie, raz pod ziemią.





06 lutego 2007: Dom marksistów

W mojej rodzinnej wiosce, gdzie żyłem jeszcze przed porwaniem przez Romów stoi dom. Otóż w tym domu drzwi na pierwszym piętrze - wychodzą w próżnię. Mieszkańcy domu są zapewne marksistami i wierzą mocno, że po drugiej stronie są schody. Wszakże jak się w coś mocno wierzy, to w końcu staje się to rzeczywistością.

Niestety od mojej ostatniej wizyty wiele się zmieniło i dom powiększono akurat w części, w której były ów marksistowskie drzwi.

Co ciekawe w tym domu tuż przed moim wyjazdem na Łotwę zamieszkali... Romowie. Dziwni to Romowie, albowiem gdy ich mijam nie padają mi do stop i nie całują w rękę. Przechrzty i odłamowcy!





06 lutego 2007: Aliina...

Aliina. Jedna z najciekawszych osób spotkanych przeze mnie na Łotwie. O niezwykle urzekającym uśmiechu, pięknych zielonych oczach i ultra-dobrym sercu. Mieszka w łotewskiej wiosce - w Skriiveri. Uczy się w szkole muzycznej, w której ja - Romski Król nocuję, gdy jestem poza Taborem. Gra na pianinie. Gdy śpiewa z moim bratem bliźniakiem "Div dujinas gaisa skreja" czas przestaje płynąć a krasnale wychodzą z ukrycia by posłuchać choć przez chwilę. Ma niesamowicie absurdalne poczucie humoru, niczym Monty Python, którego bardzo lubi. Jednym z jej ulubionych motywów jest "afrykańska jaskółka", której używa do przesyłania różnych rzeczy. Inny często używany motyw to BANG (vide: romski bang). Jest niezwykle żywa, co można poczuć już przy pierwszym kontakcie. Osoba niezwykle pozytywna, cudownie magiczna niczym "Kroniki Narni". Dobra znajoma Aslana. Nieznosi homoseksualistów i Niemców. Lubi Francuzów. Łotewska patriotka dumna z kulturalnej spuścizny swojego narodu. Być może przyszła Księżna Gotzlandii (?).





06 lutego 2007: Riga - Warszawa - Śląsk

3go lutego około godziny 22 udałem się w drogę do Polski. Przed tym spotkałem się jednak z Aliną. Jej seminarium (związane z mediami) skończyło się wcześniej. Poszliśmy więc do baru mlecznego na dworcu kolejowym by coś zjeść (Alina) i wypić (ja, Romski Kral). W pewnym momencie podszedł do nas człowiek. Nic nie mowił. Tylko pokazał nam kartkę z napisem w stylu: "nie mam pracy, mam dzieci, proszę o jakieś pieniądze". Przeczytałem kartke, ale nie wszystko zrozumiałem. Alina też przeczytała. I dała ów człowiekowi cukierki (kawowe z Laimy), które mieliśmy na stole. Pan uśmiechnął się i odszedł.

A potem długo chodziliśmy bez celu, czekając na rozstanie... ale jej myśli nie były przy mnie. Były przy moim bracie.

W końcu przyjechał pociąg Aliny a ja wozami udałem się przez Litwę do Polski. Do przenajświętszej stolicy Ojczyzny naszej, Romów opiekunki. W Warszawie spotkałem się z moim trzecim bratem bliźniakiem. Jak zwykle było dużo radości. Jego siostra skomentowała nasze romskie rozmowy słowami: "Czuby jesteście", ale ona już od dawna przejawia antyromskie tendencje. Przed 16 udaliśmy się do jednej mojej elfiej koleżanki, u której obejrzeliśmy mecz Niemcy - Polska, ostatni skok Adama Małysza oraz parodię Władcy Pierścieni. Było dużo radości. A Kasia (elfia koleżanka) zagrała nawet na flecie i obiecała odwiedziny w Taborze.

A nad ranem... na Śląsk! Wielki Romski Śląsk!





08 lutego 2007: Czym jest Polska?

Polska to chleb duży 1 kg +/- 5g. Ani nie czarny, ani nie tostowy. Dobry, świeży chleb, który kupuje się w piekarni a nie w supermarkecie.

Polska to historia. Wielka i Chwalebna obfitująca we wspaniałe zwycięstwa... i krwawe porażki. To historia narodu, który wolał umierać stojąc niż żyć klęcząc przed najeźdzcą.

Polska to Kościół Katolicki, który nigdzie indzej nie ma takiej pozycji. To świeta Bożego Narodzenia z wieczerzą wigilijną, z dodatkowym nakryciem, z opłatkiem.

Polska to brzozy. Biało-czarne. Stojące tu i tam.

...ale może przede wszystkim...

Polska to Polacy. Rodzina. Przyjaciele. Znajomi. Których spotyka się w rodzinnym domu, na ulicy, na uczelni, w barze... Z którymi można porozmawiać, poogladać mecz, zjeść frytki. To własnie jest Polska dla Romskiego Króla.

Komentarze:

nie tylko dla romskiego króla.dla wielu. zagraniczny chleb jest fuj. no chyba że już zdążyli otworzyć pierkarnie z polskim chlebem jak w ajriszlend. większość Polaków, choć narzeka i się do tego nie przyznaje, tak naprawdę kocha tą naszą Polskę.
~green





12 lutego 2007: Bitewne pole wypełnia zgiełk

W taborze zamieszanie. Stare Cyganki biadolą od rana, starzy Romowie wspominają 1941, dzieci chowają się do szafy. Bo oto nadszedł czas zgrozy!

Jedno słowo, które wywołuje dreszcze u milionów studentów na całym świecie. Jedno słowo, które potrafi zepsuć dobry humor na kilka miesięcy. Jedno słowo, które sieje zgrozę. SESJA. Ale ja Don Hallmann się nie boję! Nie straszna mi sesyjna trwoga! Jako członek ZBoWiDu (Związek Bojowników o Warunek i Dziekankę) mam gdzieś sesję. Może mi naskoczyć. Mam do dyspozycji miliony Romów z Taborów od Atlantyku po Ural! Ura! Ura!

...i tylko mój tchórzliwy brat bliźniak - Dawid Hallmann siedzi w książkach i męczy Romów w taborze przepisami Kodeksu Postępowania Karnego.

Komentarze:

S.E.S.J.A. - System Eliminacji Studentów Jest Aktywny :D
~Gowa





21 lutego 2007: Powrót

"Romski Król wrócił na Łotwe" - głosiły wczoraj dzienniki w całym kraju. Sama zaś Łotwa zasypana śniegiem a zima utrwala panowanie (dziś rano było -22 C...).

Wypad do Polski ogólnie można uznać za udany. Spotkałem znajomych Romów, byłem na romskim mitingu we Wrześni, a bylo to dobre jako dobre rano a dobry vecer. To nic, że w międzyczasie Polska przegrała z Niemcami, kilku ministrów podało się do dymisji a bliźniaczy brat ciągle marudził... Jak mawiają: "raz na wozie, raz w taborze".





23 lutego 2007: Zima w Taborze

W Taborze zima. -31 C. Toteż jeżdżę sobie dość często na nartach uprawiając gotzki biathlon...

Dziś nauczycielka angielskiego w Sece musiała wyjechać na pogrzeb do Ventspils (Południowo-Zachodnia Łotwa) i ja Romski Król zostałem wybrany na zastępstwo... Jest tylko jeden problem. W szkole nie ma dzieci. No może jest tylko garstka. Większość została w domach, co jest legalne bowiem gdy jest zimniej niż -20 C to dziecka mają wolne. Biorąc jednak pod uwagę dość długie wakacje i częste przerwy można sobie zadać pytanie o poziom edukacji na Łotwie... i dlaczego nie jest niższy niż w Polsce?





24 lutego 2007: Sobota jak sobota

Dziwna ta sobota. Wcześnie rano miałem spotkać się z Aliiną, ale się nie spotkałem bo dałem się jej wyspać. Późno wieczorem miałem nagrać pierwsze kawałki na nowy projekt muzyczny, ale nie nagram bo jest jakaś impreza i Arena Riiga jest zajęta. Za to o 19.00 najprawdopodobniej udam się z jednym Francuzem o imieniu Eugene na koncert black metalowy.

A cała Ryga i nie tylko Ryga w łotewskich flagach. Pewno znów jakieś świeto!

Ja zaś skończyłem sobie czytać (już po raz kolejny) świetną romska książkę pt. "Forrest Gump"... To kolejna pozycja, której nie powinno zabraknąć w romskiej biblioteczce.

Komentarze:

To już wiem gdzie jest ta ksiażka :P A szukałem jej cały dzień ostatnio ;>
~Ergorg





28 lutego 2007: DADGAD

Idzie odwilż. Czuć to. Śnieg robi się mokry a drogi zmieniają się w piekło.

A ja - Romski Król - grałem wczoraj w Aizkraukle w Centrum Młodzieży na imprezie z okazji 40lecia miasta Aizkraukle. Zagrałem 2 łotewskie piosenki ludowe i "Ostatniego Irlandzkiego Barda" (piosenka brata bliźniaka) i było romsko. A potem udałem się do Skriiveri. Najpierw schadzka z Aliiną a potem improwizacyjne granie z Gotie - wolontariuszem z Bretanii. I to było dobre jak romska muzyka w nocnym taborze. Tym bardziej, że Gotie wprowadził mnie w tajniki grania w stroju DADGAD. Słowem: Taborshi khvelaperi kargad aris (gruź. w Taborze wszystko w porzadku).

Ave Roma!





01 marca 2007: Samozwaniec?

Dziś przeczytalem taki oto njus:

Pobicie prywatnego oskarżyciela i bójka z policyjnymi antyterrorystami - takie sceny rozegrały się przed budynkiem Sądu Rejonowego w Szczecinku (Zachodniopomorskie), w którym odbyła się ostatnia rozprawa w bezprecedensowym procesie karnym, którego stronami są Romowie. W środę zeznawali świadkowie; wyrok zostanie ogłoszony 6 marca.

Proces toczy się od jesieni ub. r. z prywatnego aktu oskarżenia, jaki przeciwko artyście i jedynemu na świecie romskiemu Kawalerowi Orderu Uśmiechu Bogdanowi Trojankowi złożył w sądzie Roman Chojnacki, prezes Związku Romów Polskich (ZPR) w Szczecinku. Proces budzi wśród Romów ogromne emocje i podzielił społeczność na dwa zwaśnione obozy. Romowie nie mogą przysłuchiwać się rozprawom, gdyż na pierwszy termin przybyli tak licznie, że na godzinę sparaliżowali pracę szczecineckiego sądu. Od tej pory na werdykt sądu czekają na ulicy.

Chojnacki oskarżył Trojanka o zniesławienie. Trojanek miał się go dopuścić wysyłając w ub. r. pisma do kilkunastu samorządowych i państwowych instytucji - w tym Kancelarii Sejmu i prezydenta RP - w których zarzucił Chojnackiemu nieprawidłowości w rozliczeniu wartej 238 tys. USD pomocy dla Romów. Pieniądze kierowany przez Chojnackiego ZPR otrzymał w 2004 r. od konsorcjum szwajcarskich banków za pośrednictwem Międzynarodowej Organizacji do spraw Migracji (IOM). Chojnacki twierdzi, że rozliczył się z każdego dolara. Sprawa ma wyjątkowy charakter, bo dotychczas Romowie nie rozstrzygali sporów między sobą przed sądami powszechnymi, zdając się wyłącznie na autorytet starszyzny i króla, który jest jedynym uznawanym przez Romów sędzią.

Sąd przesłuchiwał dwoje świadków. Jednym z nich był trzykrotnie wzywany król Henryk Nudziu Kozłowski. Razem z królem do Szczecinka przyjechało prawie 200 Romów z całej Polski, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Kiedy w południe przed budynkiem pojawił się Roman Chojnacki zgromadzony przed sądem tłum Romów zaczął krzyczeć w jego kierunku. Gdy Chojnacki zbliżył się do budynku sądu, jeden ze starszych Romów zaatakował go drewnianą laską. Wywołała się bójka między poplecznikami Chojnackiego i Trojanka, w której udział wzięły również romskie kobiety.

Agresywny tłum musieli rozpędzać policyjni antyterroryści. W trakcie bójki ucierpiał jeden z interweniujących policjantów, poturbowano kilku młodych Romów. Romskie kobiety zaatakowały również fotoreportera PAP. Policja nie zatrzymała żadnego z uczestników zajścia. Jak powiedział kierujący akcją policji wicekomendant Józef Hatała, żaden z uczestników bójki nie zgłosił pobicia. Prezes ZPR Roman Chojnacki przyznał dziennikarzom, że obawia się o swoje życie. - Jestem załamany tym, co się tu stało. Król nawet nie wie, że został zmanipulowany przez Trojanka - powiedział zdenerwowany Chojnacki.

Sama rozprawa miała spokojny przebieg, choć z powodu bójki zaczęła się z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem. Sąd anulował nałożone na króla 3,2 tys. zł finansowej kary za poprzednie nieobecności. Po przesłuchaniu prowadzący proces asesor Rafał Podwiński poprosił króla, by jako najwyższy w tej społeczności autorytet postarał się zapanować nad emocjami swoich pobratymców. Henryk Nudziu Kozłowski powiedział przed sądem, że niepotrzebnie został wezwany na świadka, bo "romskie sprawy toczą się wśród Romów, a nie w polskim sądzie, a ta sprawa dla Romów została już zakończona". Wyjaśnił, że starszyzna osądziła już spór i uznała Chojnackiego za winnego pobrania 238 tys. USD. Chojnacki został za to ukarany wykluczeniem z romskiej społeczności do czasu aż nie odda ludziom pieniędzy. Dodał, że nie odbierał od Chojnackiego przewidzianej przez romską tradycję przysięgi - oskarżany o coś Rom, który uważa, że jest niewinny, musi iść do kościoła i przed Bogiem przysiąc, że tego nie zrobił - bo przecież ten przyznał, że dostał 238 tys. USD. Na korzyść oskarżonego Trojanka zeznawała jego daleka krewna Danuta Parczewska. Kobieta powiedziała sądowi, że Chojnacki obiecał Romom, że dostaną z zagranicy po 25 tys. dolarów, gdy tymczasem dostali oni jedynie żywnościowe paczki za kilkadziesiąt złotych, świńskie półtusze, węgiel i kamizelki na kożuchu.

W mowie końcowej pełnomocnik Chojnackiego mecenas Wojciech Litorowicz wniósł o uznanie Bogdana Trojanka za winnego, zażądał dla niego jednego roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, opublikowania przeprosin w kilku lokalnych gazetach, szczecineckich telewizjach kablowych oraz w "Gazecie Wyborczej", podania treści wyroku do publicznej wiadomości i 20 tys. zł nawiązki na PCK. Obrońca Trojanka mecenas Tomasz Musiał wniósł o uniewinnienie swojego klienta. Żądanie oskarżenia uznał za "obracające się bardziej w sferze kabaretu niż wymiaru sprawiedliwości".

I tutaj pojawia sie pytanie: kim jest Henryk Nudziu Kozłowski? Czyzby kolejnym romskim samozwancem?





03 marca 2007: Muddy mood...

Szara sobota w Rydze. Śnieg topnieje. Mokro, szaro, mgliście. A ja wpadłem w dziwny nastrój. W głowie chaos. Nic tylko spać cały dzień.

I tylko Małysz poprawił mi humor. Zawsze w niego wierzyłem. I nawet gdy nie szło mu najlepiej byłem z nim a dziś znów pokazał prawdziwie romską, mistrzowską klasę zdobywając złoto na średniej skoczni. Ponad 20 punktów nad drugim Ammanem - to jest coś! W taborze radość i śpiew...

Romska mądrość na dzić: gdy dziewica prosi Roma by został jej przyjacielem Rom powinien czuć się jak Yeti. Bo i może ktoś słyszał o Yeti lub o przyjaźni między kobietą a mężczyzną, ale niewielu to widziało...

Ave Roma!





04 marca 2007: Dlaczego kobiety nie rządzą...?

Dlaczego kobiety nie rządzą światem? Poniżej romska teoria, która jest romska i nic dodać, nic ująć.

Kobiety nie rządzą światem bo nie nadają się do rządzenia. A dlaczego się nie nadają? Cóż, pomijając już stare jak świat argumenty, że są słabsze, mniej odporne psychicznie et cetera... to kobiety są po prostu aż nadto niestałe i nieprzewidywalne. My Romowie to wiemy. Przypuśćmy jednak, że powstałby rząd i parlament składający się tylko z kobiet... (oczywiscie nie wśród Romów, ale w jakimś "postępowym" kraju jak Holandia czy Szwecja) Otóż wygladało by to tak:

Posiedzenie rządu. Żadna z członkiń nie przychodzi o czasie. Każde posiedzenie zaczyna się minimum 2 godziny po zaplanowanym czasie. Oczywiście posiedzenie jest pełne kłótni. W końcu jednak udaje się stworzyć jakić projekt ustawy. Projekt przechodzi z trudem przez komisje (znów kłótnie i spóźnienia). W końcu trafia do Sejmu... z którego zostaje wycofany, bo kobiety się rozmyśliły. A potem znów powraca, bo znów się rozmyśliły. Potem głosowanie. Jeśli jakimś cudem udałoby się przegłosować projekt to i tak na daremno, bo już następnego dnia większa część kobiet w rządzie doszłaby do wniosku, że należy go zmienić.

Takie są już kobiety - zmienne jak kierunek irlandzkiego deszczu. La donna e mobile... Dziś mówią: "tak", jutro "może" lub "nie wiem" albo i "nie" a pojutrze znów "tak"...

Dlatego też starym obyczajem Rom bierze sobie "trzynastkę" bo taka nie ma nic do gadania. A skoro nie ma nic do gadania to nie powie ani "nie wiem" ani "nie" a tylko kiwa posłusznie głową.

Komentarze:

to sprawdźmy jakby to było:P ps. moje ulubione jest 'nie wiem'. uniwersalna odpowiedź na każdą okazję.
~green

Ulubiony wyraz Aliiny to: "somewhen"...
~Don Hallmann

a co by było gdyby kobiety były główną bojówką Młodzieży Wszechpolskiej? :)
~b.zieleznik

Najpierw należy zapytać: A kto je wybierze skoro nigdy nie dotrzymują obietnic?!!
Tak wielu naiwnych mimo wszystko nie ma!
~Cichy Don

a obecni politycy może dotrzymują?:P
~green

Przynajmniej odrobinę dotrzymują...
~Cichy Don

PS. Wszystkiego dobrego dla wszystkich kobiet
(no może nie wszystkich, ale przynajmniej tych miłych i sympatycznych:)
~Cichy Don





08 marca 2007: 8 marca

8 marca. Romski dzień zadumy nad kobietami. To właśnie 8 marca A.D. 1674 pewien mądry Rom imieniem Karlos Papusza dokonał klasyfikacji wśród Romów na: ludzi i kobiety... i tak to już u nas zostało. I wielu Romów dziekuje mu za to, widząc w TV te wszystkie nadęte feministki. Co by nie mówić, coś w tym jest prawdy. Mój brat bliźniak - Dawid Hallmann mówi, że najmniej jedna z kobiet człowiekiem nie jest... jeno aniołem, ale temu kłamcy wierzyć nie można.

A dziś w Taborze słońce. Od rana. Toteż wstałem nadzwyczaj wcześnie... bo o 8.00 i udałem się do Roma Youth Centre. Dziś wieczorem będzie film evening. "Taxi 3". Zastanawiam się też nad innym hitem - Dżudo Honor 7... ale coś mi się zdaje, że cyganskie matki nie byłyby zadowolone...

Ave Roma!

PS. Wszystkiego wszechromskiego dla wszystkich kobiet!!! (nie tylko tych z Taboru)





12 marca 2007: Z kraju i ze świata

W taborze mglisty ranek. Dziś nadeszła do nas radosna nowina! Adam Małysz wygrał zawody Pucharu Świata w Lahti i jest 2gi w klasyfikacji generalnej. Toteż HURRRA! Romski Król nigdy nie zwątpił w możliwości Małysza i zawsze klikał "TAK" w internetowych sondach zadających pytanie: "Czy Małysz po raz kolejny zdobędzie kryształową kulę?".

Za to wczoraj w Aizkraukle grałem w piłke nożną halową. Strzeliłem gola (jak zwykle po rzucie rożnym wpadła do bramki) i mimo, iż przegraliśmy to moja drużyna była zadowolona i nalegała bym w przyszłym tygodniu też przyszedł. Coż, Roma Power! Romska piłka odnosi sukcesy! (małe, ale odnosi)

Tymczasem przede mną ciekawy tydzień. Aż dwie imprezy się kroją. Pierwsza w piątek - marsz Legionu Łotewskiego - niektórzy mówią, że to faszyści (bo walczyli z Sovietami u boku Niemców) większość Łotyszy jednak uważa ich za bohaterów. A potem 17 marca (w sobotę) Den Svateho Patryka więc też może być ciekawie. Cóż, okazji do imprez nigdy nie brak.

Ave Roma!





13 marca 2007: Wiosna!!!

18 stopni Celsjusza. Słońce. Ptaki śpiewają. W powietrzu czuć świeżość. Wiosna...

...przyszła. Tylko na jak długo?

Komentarze:

Wieść gminna i powiatowa niesie, że Kreml ustawił gdzieś na Syberii specjalne anteny, dzięki którym jego włodarz może fundować nam pogodowe atrakcje. Tak więc po piątkowym marszu wiosny na Łotwie już nie zobaczysz he he.
~Heinz

W Eire tez pomalutku robi sie wiosennie. Znaczy sie: deszcz zmienil nieco kat padania, wiatr kierunek dmuchania a chmury wysokosc wiszenia :)
~erwin





17 marca 2007: Marsz Legionu

Wczoraj w Rydze odbył się marsz Legionu Łotewskiego. Miała być zadyma. My Romowie byliśmy na to przygotowani... Ale władze się wystraszyły romsko-łotewsko-rosyjskich zamieszek i zgromadziły w centrum Rygi tyle policjantow ile się dało...

Tak czy owak, z krwią czy bez i tak było ciekawie i romsko.

Jeden z ciekawszych momentów to gdy ja - Romski Król zauważyłem na głowie jednego z uczestników polską czapkę (z orłem i napisem POLSKA). Podchodzę więc i pytam po łotewsku: "Pan jest Polakiem?" a on: "No nie... skądże!". Na to ja: "No a ta czapka?!". A on: "Nie, nie czapka to przypadkiem." Potem wytłumaczył mi, że był na wycieczce w Polsce. Tak czy owak było miło.

Drugi ciekawy moment to gdy idąc w pochodzie przechodziliśmy obok rosyjskich antyfaszystów, którzy pokazywali nam pięści a Łotysze im kwiatki (które złożyli pod pomnikiem). Rosjanie krzyczeli: "Faszisti! Faszisti! Faszisti!"... i wtedy pomyślałem sobie: "Ale głupcy! Przecież fashe is cool!" Było romsko!





21 marca 2007: Na prosbe Heinza...

Na prośbę Heinza zamieszczam na stronie relację mojego brata bliźniaka, która ukazała się w kilku polskich mediach (internetowych)...

* * *

Wczoraj (16 marca) Łotwa obchodziła Dzień Legionu Łotewskiego. Dla wielu jest to dzień niezwykle kontrowersyjny, ze względu na rozbieżne opinie na temat tej formacji.

Obchody rozpoczęto mszą świętą w luterańskiej katedrze Rîga Dome, w której uczestniczyło kilkuset kombatantów i ich rodziny. Po mszy - przed godzina 11.00 - udano sie pod Pomnik Wolności (Brivibas piemineklis) gdzie złożono kwiaty. Warto dodać, ze składający kwiaty przechodzili najpierw miedzy łotewskimi flagami trzymanymi w dwóch rzędach przez członków partii "Visu Latvijai!". Plac przy Pomniku Wolności był ogrodzony a siły policyjne w tym rejonie (ale i na trasie marszu) były widoczne. Ceremoni składania kwiatów nie zakłóciły żadne incydenty. Wszystko przebiegło niezwykle spokojnie.

O 12.00 na placu rozpoczęła sie kolejna manifestacja. Uczestnicy domagali sie denacjonalizacji mieszkań. Trzymano transparenty: "Prawo o kompensacji albo... 1905 rok" oraz "Gwarantowane mieszkanie dla każdego łotewskiego mieszkańca". Prorosyjski polityk Jurijs Kotovs krzyczał przez megafon: "Wspieramy łotewska niepodległość, ale nie faszystowskie idee". Legioniści zareagowali wołając by wracał do Rosji jak mu sie nie podoba.

Po 13.00 na placu było całkiem spokojnie. Z czasem jednak zaczęto koncentrować w tym rejonie znaczne siły. Około 16.00 cały plac wokół pomnika był już otoczony murem policjantów, których było więcej niż cywilów.

O 17.00 około 100 metrów od pomnika (pod zegarem Laimy) rozpoczęła sie manifestacja antyfaszystów. Trzymali oni tablice na których widniały trupie czaszki z hełmami żołnierzy SS i liczby nazistowskich ofiar na Lotwie. Był tez transparent: "Latviju brîvu no nacisma" (Łotwa wolna od nazizmu). Nad głowami kilkudziesięciu manifestantów powiewały flagi rosyjskiej marynarki wojennej, trzymane przez ludzi w sowieckich mundurach.

- Jesteśmy gotowi widzieć legionistów jako formacje żołnierzy, ale nie jako bohaterów - rzekł Jofijs Korens, który zaapelował do zgromadzonych by zaniechali walki z uczestnikami marszu organizowanego przez łotewskich nacjonalistów z Nacionalas Speka savieniba (NSS) i by wszystko odbyło sie pokojowo. Większość posłuchała apelu. Choć niektórzy krzyczeli "neonaziści zapamiętają ten dzień", a jeden mężczyzna zachowujący sie w sposób agresywny został zatrzymany. "Nie dopuścić faszystów do marszu!!!" - krzyczał. Inna agresywna osoba (pod wpływem alkoholu) została zatrzymana w okolicy Muzeum Okupacji, gdzie o 18.00 miał rozpocząć sie marsz organizowany przez NSS. Uczestnicy przynieśli ze sobą kwiaty. Na czele pochodu chronionego przez szpaler policjantów szli członkowie Nacionalas Speka Savieniba z łotewskimi flagami. W pobliżu pomnika uczestników marszu przywitały brawa i okrzyki: "Patrioti!" (Patrioci), choć gwizdy Rosjan i wyzwiska (głównie powtarzające sie słowo: "Faszyści!") były głośniejsze. Warto zaznaczyć, że podczas gdy rosyjscy antyfaszyści pokazywali zaciśnięte pięści, łotewscy "faszyści" machali im kwiatami, które pod koniec pochodu złożono pod Pomnikiem Wolności.

W tym roku marsze z okazji Dnia Legionu Łotewskiego (oficjalna nazwa: Legionaru pieminas diena - dzień pamięci legionowej) odbyły sie bez większych incydentów. Legioniści mogli złożyć kwiaty pod pomnikiem (rok temu pomnik ogrodzono i nie mogli tego zrobić) a antyfaszystom pozwolono zorganizować manifestacje. Nie sprawdziły sie czarne scenariusze przedstawione w prasie (np. artykuł w dzienniku "Diena" z 12 marca pod tytułem: "16 marca - w tym roku możliwe konflikty"). Główna zasługa w tym policji, która była bardziej widoczna niż podczas niedawnego szczytu NATO i skutecznie oddzielała obie strony. Ogólnie zatrzymano 12 osób, z czego większość była pod wpływem alkoholu.

Dzień Legionu Łotewskiego to głównie dzień konfrontacji dwóch prawd historycznych: prawdy widzianej oczami Łotyszy, którzy w ogromnej większości uważają legionistów za bohaterów broniących Łotwę przed Sowietami oraz prawdy widzianej oczami Rosjan (i nie tylko), dla których Legion był zwykłym oddziałem Waffen SS walczącym w imie nazistowskich idei.





22 marca 2007: 22 marca

22 marca 1957 roku (50 lat temu) urodził się Jacek Kaczmarski. Pamięć o nim trwa w Taborze!

Pierwszy dzień wiosny był dniem dobrym. Nadzwyczaj dobrym. Udało mi się w końcu kupić drut by zrobić kolczugę z romskimi ziomami z Sece. Potem udałem się do Rygi z Francuzem (Gaultier) by porozmawiać z twórcami programu o Irlandii. Nagranie odbędzie się za tydzień w budynku łotewskiej telewizji publicznej. A wieczorem udałem sie z Inese (producentem programu) do kilku irish pubów by poszukać Irlandczyków mówiących po łotewsku. Nie było takowych, ale mamy za to kontakty do ludzi, co może takich znają...

A teraz? A teraz świeci słońce. I tylko ciężko powiedzieć czy to te 15 stopni w cieniu czy może jutrzejsze odwiedziny Aliiny sprawiły, że brat bliźniak w ogóle nie marudzi. Nie wypowiedział dziś ani jednego antyromskiego hasła i tylko chodzi po Taborze powtarzając po gotzku "aien Saule"...

Komentarze:

Wielkie dzięki, bo tylko przeczytanie Twojej notki o urodzinach Jacka uratowało mnie od hanby, jaką byłoby zapomnieć o tym dniu... Ech.
~Heinz

Znaleźć Irlandczyka mowiącego po lotewsku to prawie jak trafić na polaka mówiącego po Irlandzku :) Ale mimo wszystko zycze powodzenia :)
~erwin

Mysle ze Polaka nawijajacego w gaelicu latwiej :) Niektorzy Polacy sa bardziej irlandzcy niz Irlandczycy. A gaelic to nawet mozna sobie wybrac jako jezyk na studiach w Lublinie (KUL). Tu tez zostal wydany podrecznik po polsku do nauki tego jezyka. Sloan!
~Don Hallmann





27 marca 2007: :*

Wczoraj przypomniałem sobie pewną miła historię...

Otóż gdzieś, myśle ze nie tak daleko, kiedyś, myślę że nie tak dawno temu... dwoje młodych (o ile dobrze pamietam - nastolatkowie) ludzi (dziewczyna i chłopak - żeby nie było!) pocałowało się. W trakcie czynnosci chłopak zmarł, kopnął w kalendarz, opuścił ten świat. Zapewne nie trudno wyobrazić sobie jak poczuła się dziewczyna. Pytanie jednak - jak czuł się ów chłopak w ostatnich chwilach swego życia...? To całkiem ciekawy moment na śmierć, prawie jak bitewny zgiełk pośród walki i krwi, z potężną dawka adrenaliny.

A teraz przejdźmy do przyczyny zgonu. Niestety nie było to tak dawno temu... Nie były to czasy z romskimi księżniczkami, smokami i rycerzami więc i śmierć nie była tak romantyczna. Ów chłopak nie zmarł na zawał serca, czy też z nadmiaru uczucia, tudzież szczęścia i poczucia radości. Zmarł bowiem jego wybranka przed pocałunkiem najadła się lodów o smaku truskawkowym a on miał cholerną alergię na truskawki. No i musiało się to skończyć tak jak się skończyło...

Cóż, romski morał z tego taki, ze zanim zaczniesz kogoś całować lepiej dowiedz się wszystkiego o jego/jej alergiach.





27 marca 2007: Słoneczny wtorek

Minęło 5 słonecznych dni...

W piątek mojego brata - bliźniaka odwiedziła w Sece Aliina. Podejrzewam, że oczekiwał tej wizyty niemal jak Bożego Narodzenia bo czwartkowy wieczór spedził w kuchni przygotowując sałatke z krabów i... makówki (makówki - znana na Śląsku romska potrawa... wigilijna), po których Aliina stała się dziwnie senna. Co ciekawe Vecmama (po lotewsku: babcia) tez była senna po zjedzeniu makówek. Tylko dzieci i Dawid - nie. Tak czy owak po wieczerzy... Hmmm... co było po wieczerzy pozostawię bez komentarza. Spekulacje Heinza o majacym się narodzić w grudniu następcy tronu gotzkiego mogę jednak zdementować.

A potem była sobota. Dość niemrawa bo Aliina wyjechała nader szybko. Obiecała mamie, że ucieknie z Sece pierwszym autobusem, a że pierwszy to jedyny o 7.40... toteż nie miała dużego wyboru (a ona zawsze dotrzymuje słowa).

A potem była niedziela. Pół dnia w Aizkraukle. Msza. Mecz... i wielka radość z wygranej Małysza! Romowie skakali ze szczęścia. Śpiewali cały wieczór a niektórzy są tak spici, że jeszcze dziś leżą nieprzytomni pod wozami. Romska slava Adamowi! Nasz Tabor jego taborem! Dodam jeszcze tylko, że zwycięstwo w Pucharze Świata odnotowały media łotewskie i czeskie.

A wczoraj - w poniedziałek pobiłem swój własny rekord w strzelaniu z łuku (made by me) i przestrzeliłem całe boisko do piłki nożnej. A bylo to dobre jako dobre rano. Przetłumaczyłem też na łotewski pewną zagadkę:

- Kas var nogalinat Cilveku-Zirnekli? (Kto może zabić Człowieka-Pająka)
- Cilveks-Čibas (Człowiek-Kapeć)

Dobra zagadka, nie? (nie, Heinz?)





29 marca 2007: Ahoj Bebru Kungs!

Swego czasu w łotewskiej TV (o ile nie nadal) leciała reklama pewnej pasty do zębów, w której pojawiało sie hasło: "Ahoj Bebru Kungs!" czyli "Ahoj Panie Bobrze" i od tego czasu większość Łotyszy kojarzy to czeskie przywitanie raczej z bobrami niż z Czechami.

Tak czy owak wczoraj postanowiłem się pobawić w bobra i zbudować tamę na niewielkim strumyku. Prawdę mówiąc zawsze chciałem to zrobić, ale ostatecznie natchnął mnie i popchnął do działania sam J.R.R. Tolkien, który w jednym z listów (niestety nie do mnie) napisał, że gdy był w Alpach Szwajcarskich jako 19latek to lubił sie z innymi kadetami bawić w bobry. No to sobie pomyślałem: skoro Tolkien to robił to i ja mogę. Może i w przyszłości napiszę jakąś książkę...

Tak więc zbudowałem tamę a po czasie utworzyła się niezła kałuża. Dodam, że jak w każdej tamie pozostawiłem mały przepust gdzie mogłem kontrolować przypływ wody.





31 marca 2007: LTV

Byłem wczoraj w LTV (łotewska TV publiczna). A byłem razem z Gaulterem - romskim Francuzem, który zagral kilka irlandzkich kawałków w jednym programie o Irlandii. Generalnie było romsko i ciekawie. Siedzieliśmy na niewielkiej widowni (10 osob) i przyglądali się tej medialnej mistyfikacji. Ponad 3 godziny kręciliśmy program, który potrwa 30 minut... A był z nami też miś Teddy, ten to się chyba nudził bo nic nie mówił, ale co tam - raz można wystąpić w TV.

A jutro niedziela. Po południu wybieram się na msze w romsko-katolickiej części miasta, gdzie msze trwają 1,5 h, ale są po polsku... A potem powrot do Taboru. Sam. Brat-bliźniak zostanie dłużej bo o 14 ma zaplanowany spacer z Aliina po starym mieście (Vecriiga). Może to i dobrze... przynajmniej będzie spokój.

Ave Roma!





03 kwietnia 2007: 2 lata

2 lata temu zmarł Wielki Człowiek. Kibice zawiesili broń. Ludzie wyszli na ulice by zjednoczyć się w marszach, podczas modlitwy na placach i błoniach. Gazety pisały o "Królu", który odszedł. I co z tego pozostało... z tamtych dni?

Stare magazyny, do których nikt nie zagląda?
Książki, których nikt nie czyta?
Koszulki z napisem: "nie płakałem po papieżu"?

I tylko Romowie wciąż pamietają...





07 kwietnia 2007: Priecigus Lieldianas!

Wszystkim Romom w Taborze i poza Taborem, wszystkim, którzy czytają romskiego bloga Romskiego Króla jak i tym, którzy nie czytają życzę romskich świat. Niech moc Tego, który dnia trzeciego powstał z martwych będzie z Wami wszystkimi. Slava Kristus! Slava Romie!





07 kwietnia 2007: Dobry Večer

Dzień powoli chyli się ku zachodowi. W Taborze robi się cima (jest o godzine poźniej niż w Polsce). Łotwa wygrała z Niemcami w hokeju (2:2... po karnych 4:2) i Łotewskie rodziny są szczęśliwe. Z tego też powodu nie mogłem nic nagrać na Arena Riiga.

Za to o 18.30 był program o Irlandii, w którym wziąłem udział. Jedyne wypowiedziane przeze mnie zdanie brzmiało: "mają przeromski folklor". I tyle. Ogolnie ciekawie ogladało się to w czym brało się udział. TV to jednak fantom.

Tak czy owak powoli zbliża się Świeto...





07 kwietnia 2007: Wielka Sobota

Tabor wyruszył w czwartek. Wieczór u Aliiny, noc w szkole muzycznej i w piątek w południe ruszyliśmy na Ryge. W Rydze do polskiego kościoła w romsko-katolickiej części miasta. Spowiedź. Wielkopiątkowe nabożeństwo. A potem na Kazaarmu Iela, gdzie Tobor stoi od wczora wieczora. Wieczór zaś upłynął na cyber-rozmowach, które ciągnęły się do 3 nad ranem (czasu łotewskiego).

A dziś? Dzień leniwy. Brat bliźniak od rana przeszukuje sieć w poszukiwaniu obrazów, arcydzieł polskiego malarstwa, które chce pokazać Aliinie. Niech ujrzy polską wszechpotęgę. Ponad to chyba już z 5 raz przeczytał fragment książki "Bajki dla dzieci gangsterów". I tak leci czas...

A jutro Wielkanoc. Resurekcyja. Brat spotka się z Aliiną, a ja może pojadę z Madarem do muzeum etnograficznego. Cóż, Świeta inne niż zwykle. Polska trochę za daleko...

Slava Kristus!





10 kwietnia 2007: Brata bliźniaka refleksje poświąteczne

(Dziś postanowiłem oddać romską przestrzeń międzyblogową mojemu bratu bliźniakowi. Poniżej jego refleksje poświąteczne...)

To były zaiste dziwne święta. Czułem się jak drzewo bez korzeni. Bo Wielkanoc na Łotwie to nie to samo co w Polsce - wśród rodziny i przyjaciół, z polskim jedzeniem na stole, z atmosferą, z ultrakatolickim charakterem tych świąt. Tego mi brakowało. I gdyby nie "przygarnęła" mnie Aliina to byłbym smutnym człowiekiem w dniu wielkiej radości.

Toteż i wciaż jest we mnie swego rodzaju rozerwanie. Bo może i jestem jak drzewo, które bez korzeni żyć nie może... z drugiej jednak strony pozostaję człowiekiem, który nie potrafi żyć bez serca. A serce bije tu - w małej wiosce na Łotwie. To serce ma najszczerszy uśmiech pod Słońcem, którego blaskiem świeci... i wolę nie myśleć jak będę się czuć za miesiąc.

Bo dziś mamy już dziesiąty dzień kwietnia. A dziesiątego maja wzniosę się w powietrze i odlecę do swej Ojczyzny.

I była zgroza nagłych cisz! I była próżnia w całym niebie!
A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?


Komentarze:

wiem dokladnie ziomku drogi co czujesz... :/ bedzie jak na reklamie Ibupromu. Oto moment wyboru... Trzymam kciuki!
~erwin





17 kwietnia 2007: Coraz bliżej finału

Mija dzień za dniem, tydzień po tygodniu... czas pędzi jak romski tabor uciekający przed antyromskim powstaniem. Toteż zbliża się czas finału, czyli wielkiego LARPa pożegnalnego. W Taborze pojawiły się już pierwsze miecze, pierwsze treningi. Goreją wici wojenne. Romskie dzieci przygotowują się do walki o romski byt, o romską krew, wierne Romie aż do śmierci (nawet jeśli jest to śmierć tylko w grze i wiąże się tylko z utratą paska życia).

W piątek pierwsza próba - LARP w Skriveri.





24 kwietnia 2007: Odszedł Borys

Wczoraj zmarł Borys Jelcyn. Tu na Łotwie wszyscy zaznaczają, że to dzięki niemu Łotwa mogła odzyskać niepodległość. Coż, jedni zapamietają go jako pijaka, ktory wystawiał się na pośmiewisko, inni jako demontera sowieckiego imperium... tak czy owak z romskiego czy polskiego punktu widzenia był to bardzo dobry prezydent.





24 kwietnia 2007: Mechatron nadciąga!

W Sece szaro. Wiosna gdzieś uciekła i nikt nie wie gdzie...

Minął tydzień. I oto o tydzień mniej czasu pozostało. W piątek przeprowadziłem z Romami ze Skriiveri LARP, a w sumie nie LARPa tylko bijatyke na miecze LARPowe. Niestety pogoda nie dopisała więc musiałem ograniczyć scenariusz do seek and destroy. A potem był koncert Eugena z Francji, który zasiadł przy konsolecie i zrobił w szkole w Skriiveri imprezę techno. Aliina jednak przetrzymać tego nie mogła więc uciekła... a moj brat z nią. Ja zaś pozostałem robiąc w cieniu zbroję kolczą. Jedne dziewczę cyganskie nawet się tym zainteresowało i rzekło, że jej nauczyciel łaciny chciałby coś takiego kupić... Cóż może ubiję romskiego targu. Zobaczymy. Po romskich rozmowach i kolczugowaniu udałem się do szkoły muzycznej gdzie spedziłem noc. Pierwotnie miałem ją spędzić w mieszkaniu francuskiego wolontariusza Gaultera, ale wyjawił mi, że będzie u niego dziewczyna... więc zmieniłem plany. Tak czy owak miał kwaśną minę bo koordynatorka jego projektu wrzuciła mu do wozu 3 gości spoza wsi... Czy była jakaś orgia nie dowiedziałem się jeszcze. Tak minął piątek...

A w najbliższy piątek - kolejne nagranie w łotewskiej TV. Tym razem program o Polsce. Będzie romsko! Brat bliźniak opuści Tabor już w czwartek, bo Aliina ma imieniny. A następnego dnia w LTV oboje przedstawimy romskie oblicze RP.

Slava Romie!





26 kwietnia 2007: Romskie opowieści

Poniżej przedstawiam dwie notki z "Romskich opowieści" (The Gipsy Tales), które prezentuję na swym łotewskim blogu zainstalowanym na serwisie frype.com.


The Tale of Gipsy King, Eriks and gotz potatoes.

One day Gipsy King made gotz potatoes in The Great Tabor. It was very tasty potatoes because Gipsy King cannot prepare bad dish. It was tasty, and nice. In fact it was tasty, nice and gentle dish. Yes... So it is not surprice that Gipsy King started to eat it. Of course there is not surprice because it was tasty, nice and gentle dish. Not like fastfood... nor gurki with kanelis. But he did not eat everything...

In The Great Tabor there lived one small boy. Eriks. Eriks liked gotz potatoes with cheese, and garlic, and spices. In fact he very liked it. So Gipsy King go outsite his royal, gipsy waggon and screamed: "Eriks!!!". But Eriks did not come. So Gipsy King tried one again: "Eriks!!!"... and one again. But Eriks did not come. And Gipsy King ate his gotz potatoes.

Moral: Better come when Gipsy King screams: "Eriks!"


The Tale of Gipsy King and Mechatron

There was a Mechatron. If You do not know who or what is Mechatron it is better for You. Because Machatron is one of the most terrible things in the world. Main aim of Mechatron is to destroy the holidays - specially Christmass. Can You imagine it?

Nobody knows who made Mechatron but probably - as says one French volunter - it was President of Republic of France Žaks Širaks. Because in France there is too many lazy people so he made Mechatron to destroy all holidays (specially Christmass) and turn this days into working days. Unearthly plan!

But at one day one guy called Elektronik vel Supertronik found out this plan and said about it to Gipsy King, Ruler of all Tabors from Ural to The Atlantic. And Gipsy King went to Žaks Širaks and said: "If You will not stop Mechatron I will use my roma-power and on all streets, avenues and promenades in Paris there will be Gipsies playing on violins and singing sad songs". (You have to know that Gipsies are lazier than French people) And Žaks Širaks was so afraid and he stoped Mechatron (but nobody knows on how long).





27 kwietnia 2007: Po raz drugi w LTV

Dziś udałem sie z Bratem Bliźniakiem do LTV czyli łotewskiej telewizji publicznej by wziąć udział w programie o Polsce. Zaiste było to ciekawe - ciekawsze niż program o Irlandii (przynajmniej z mojego punktu widzenia).

Oczywiście jak zwykle Łotysze spojrzeli na nasz kraj dziwnym okiem i tylko zastanawia mnie skąd oni czerpią wiedzę o kraju nad Wisłą. Gośćmi prowadzącego byli: Karlis - aktor, który studiował w Polsce pół roku oraz Anna Polanski - znana na Łotwie piosenkarka.





27 kwietnia 2007: Imieniny Aliny

W łotewskim kalendarzu pod numerkiem 26 na stronie marcowej jest imię "Alina". My Romowie co prawda imienin nie obchodzimy, ale tu na Łotwie jest inaczej. Alina przygotowała więc smakołyki (m.in. sałatkę z tuńczyka, za którą przepada mój brat bliźniak), które wpadliśmy skosztować w drodze do Rygi.





02 maja 2007: LARP w Taborze

30 kwietnia odbył się LARP w Taborze. Pogoda była niezachęcająca toteż nie zjawilo się wiele osób. Nawet Aliina została w domu (co jednak obiecała wynagrodzić podczas planowanej na piątek ostatniej wizyty w Taborze). Tak czy owak nie było źle.





02 maja 2007: Iglak

Dziś byłem nauczycielem angielskiego w Seces Pamatskola bo nauczycielka wyjechała do Turcji na tydzień. Ma szczeście bo dziś ledwo opuściłem szkołę to zaczął padać śnieg. Jest potwornie zimno. Nie taką pogodę wyobrażałem sobie w maju!

Cóż może przynajmniej iglak czuje się dobrze. Bowiem w sobotę mój brat bliźniak odwiedził Aliinę i podarował jej choinę. Wpierw jednak wykopał sporej wielkości korzeń, no a potem to już tylko formalność. Wsadził do ziemi i zakopał. Było wiele radości!





12 maja 2007: Latvija przestaje nadawać

Wróciłem. Już na stałe. Przynajmniej teoretycznie. Wielu pyta mnie: "czy warto było" ja odpowiem zawsze tak samo: "i to jeszcze jak!".

Przed wyjazdem czułem, że to przyniesie coś ważnego. Niczym napisanie projektu do "Make a connection" w 2003 roku. Że moje życie się zmieni. I faktycznie. Zmienia się. Póki co nie mogę w pełni ocenić skutków, ale te, które już teraz są znaczą wiele. Nie wiem w jaki sposób wyjazd wpłynie na moją przyszłą karierę. Może łotewskie kontakty się przydadzą, może przyda się papier z Komisji Europejskiej. Może... Dziś jednak wiem, że zyskałem to o czym nawet nie myślałem, że jest możliwe. Milość łotewskiej dziewczyny.

Gdy jeszcze istniała Gotzlandia zrobiłem wazon dla nieznajomej dziewczyny... z wierszem:

Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc,
Swoja miłością musisz mi pomóc,
Musisz pokochać mnie więcej,
Bliżej wyciągnąć kochane recę
Musisz!

Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc,
Swoja miłością musisz mi pomóc,
Musisz pokochać mnie mocniej,
Żebym się nie mógł w głęboka wodę
Rzucić!

Przez wiele lat zawsze gdy byłem zdecydowany oddać go w dobre ręce to pojawiał się nieoczekiwany problem (a to w ostatniej chwili do spotkania nie doszło, a to ktoś zmienił zdanie) a ręce okazywały się nieodpowiednie. Wazon ten przejechał ze mną kawał naszej Ojczyzny. Dziewcząt było wiele, żadna jednak go nie otrzymała. Ów wazonu ze słowami wiersza E. Stachury. Z czasem powstała legenda, że właściwą będzie ta, która go otrzyma. I tak w lutym znów zabrałem go w podróż. Najdłuższą. I ostatnią.

Stoi teraz w pokoju Aliny - łotewskiej dziewczyny, która czeka na mnie gdzieś tam na dalekiej Północy, tak jak Gotzlandia czeka na powrót Gotzkiego Księcia. I oby obie się doczekały...





12 maja 2007: Romski król wrócił

Ja, Don Hallmann, Romski Krol, władca wszystkich taborow od Atlantyku po Ural - wróciłem. To było 10 wspaniałych miesięcy, wypełnionych po brzegi romsko-faszystowskimi rozrywkami jak strzelanie z łuku, walka na miecze, chodzenie na koncerty, do muzeów, kawiarni... Poznałem setki ludzi, przyjaznych i gościnnych Łotyszy. To był dobry ruch by tam pojechać. Być może jeden z lepszych w dotychczasowym życiu...





27 grudnia 2007: Epilog

Rok temu byłem na Łotwie. Pamiętam ten kilkugodzinny spacer z Aliną po Rydze tuż przed wigilią, zaczarowanego akordeonistę, łotewską wieczerzę ze szwedzkim stołem i tęsknotę za tym co w Polsce.

W maju wróciłem.
W lipcu znów wyjechałem na miesiąc.

Wiele się zmieniło od mojego ostatniego postu. Zamieszkałem w Tarnowie. Napisałem i zrealizowałem duży projekt w ramach kampanii Narodowego Centrum Kultury "Pamiętam. Katyń 1940". Poznałem nowych Romów (nawet byłem w romskiej restauracji!). Trochę podróżowałem z Taborem. Trochę koncertowałem. Kupiłem sobie nawet tin whistle, na którym gram romskie folk-kawałki.

Wiele się zmieniło. To co było takie pewne okazało się fantomem. Alina zniknęła. Obraziła się, gdy odmówiłem przyłączenia się do jej kościoła. Cóż, nawet dla niej nie byłem gotów wyrzec się swojej wiary. Hallmann semper fidelis!

Mimo to moja przygoda z Łotwą się nie kończy. Alina to nie Łotwa a Łotwa to nie Alina. Jeszcze w łotewskim taborze zapłonie romskie ognisko! Slava Romie!

Komentarze:

To oczywiscie pisał brat bliźniak.
~Don Hallmann



R E K L A M A