Kraj nasz - to ziemie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego - to tradycja ludów, które niegdyś w Wilnie miały swą stolicę - to amalgamat krwi litewskiej, polskiej, białoruskiej, przemieszany z żydami, tatarami, karaimami, starowiercami ! To kraj szeroki mający ośrodek w naszem Wilnie, jak w soczewce skupiającym ideę i myśl ześrodkowującą dążenia krajów odwiecznie stąd rządzonych. Wilno to miejsce święte, to Mekka tylu narodów, szczepów i ludów, to ukochanie tych wszystkich, którzy w szerokim promieniu tego Znicza się rodzili, trwali, pracowali, cierpieli i kochali.

Wilno - to przecięcie dróg nie tylko handlowych z zachodu na wschód, z północy i południa. To miłe miasto jedyne może w tym rodzaju na świecie. Krajowcy w naszem rozumieniu są to właśnie ci, co poprzez nacjonalizmy, poprzez splątaną sieć sporów i walk poszczególnych wiar narodowych, religijnych, społecznych, ideowych pragną spójni a nie podziałów, zgody a nie waśni, złączonych we wspólnym wysiłku ramion a nie ziejących nienawiścią oczu i wysuniętych pięści o wyłączne posiadanie wspólnego skarbu. Jakże ich mało - takich krajowców. Jak są niezrozumiani, jacy śmieszni w swej donkiszoterii, jacy nieżyciowi. A jednak są i trwają. Żyją i rozwijają się i innych zarażają swym przykładem.

Wielka idea, przez wieki współżycia i wspólnie wyniesionej tradycji rozwinięta przetrwała twór państwowy, który ją wytworzył, przetrwała lata zaboru i ucisku rosyjskiego, przetrwała szczątkowo po dziś dzień. Ale skończyła swe panowanie w wieku dwudziestym, w wieku rozbudzonych nacjonalizmów. I stało się, ponieważ Wilno było zawsze tej idei ośrodkiem, że my Wilnianie pozostaliśmy jej stróżami i kapłanami. My, niemal wyłącznie Polacy, tutejsi, przechowaliśmy ten znicz idei krajowej, otwartej przecie dla wszystkich. Inne części, dawniej rozległego kraju, ze wschodu, zachodu i południa zaczęły się idei ogólnokrajowej przeciwstawiać, a swoje nowe myśli narzucać. Przestano nawet nas rozumieć; dzieje ostatniego dwudziestolecia są tego wymownym przykładem, bo nie rozumiano nas z żadnej strony. A my, krajowcy, wyznawcy idei całości kraju, a nie jego części pozostawaliśmy niezrozumiani, ośmieszani, odsunięci. A mimo to trwaliśmy i trwamy i wierzymy, że naszą wiarą zarazimy i przekonamy. Wierzymy, że z tego cudnego Wilna utworzymy pomost zgody dla wszystkich krajowych narodów Polaków, Litwinów, Białorusinów, Żydów - a nie jabłko niezgody.

Prasa litewska uznała nas za nacjonalistów polskich, bo podkreślaliśmy naszą polskość, - głosy polskie posądzały nas o ugodowość...! Nikt nic nie zrozumiał, jak widać, a i zrozumieć nie chciał. Nie czas dziś na rozwój idei krajowej. I to nie z naszej winy. Lecz idee mają to do siebie, że z czasem, przy sprzyjających podmuchach wiosennego wiatru, odżyć mogą na nowo i rzeczywistość przeobrazić. Czy i kiedy tego doczekamy?

/Ludwik Chomiński/