Buak

Pojawił się nagle, na początku listopada 1920. Miejscowi wieśniacy nazywali go buak. Mówili, że grasuje w pobliskim lesie, że jest gorszy niż strzyga i że żywi się głównie bolszewikami. Jednemu oficerowi Armii Czerwonej radzili: "Nie wchodźcie towarzyszu do tego lasu! Żaden krasnaarmiejec jeszcze stamtąd żywy nie wyszedł." Oficer nie posłuchał i ślad po nim zaginął.

Wkrótce stało się o nim głośno na Białorusi. W ciągu tygodnia buak pożarł blisko 1000 bolszewików. Żywych świadków próżno było szukać. Z wyjątkiem tych dwóch. Obaj uszli z życiem. Jednakże ich relacje znacznie różniły się od siebie.

Pierwszy - Sasza - mówił: To diabeł wcielony. Cały jest kosmaty, czarny jak smoła i cuchnie od niego siarką. A oczy! Wyłupiaste i wielkie jak jaja. Ale to nie wszystko, wzrok tego potwora zabija! Tylko spojrzał na naszego dowódcę - towarzysza Antonova i towarzysz dowódca padł martwy, zupełnie bez życia. Cała kompania zaczęła uciekać. Ale ten stwór jest diabelsko szybki. Zamiast nóg ma kopyta. Do tego siłę stu koni.

Niestety na pytanie dlaczego ocalał, Sasza nie potrafił odpowiedzieć.

Drugi - Dimitrij - twierdził, że buak jest wielki niczym dąb, ma błoniaste skrzydła, czerwone oczy, zęby jak noże, pazury jak sztylety. Jego skóra pokryta jest łuską, częściowo sierścią. Rzuca się na swoje ofiary, wysysa im krew i wyżera wnętrzności. Tak oto buak pożarł całą kompanię strzelca Dimitrija. Jemu samemu udało się ocalić skórę, bo udawał trupa.

Sasza i Dimitrij cudem uniknęli śmierci z rąk buaka. W radzieckim świecie nie ma jednak cudów, więc rozstrzelano ich za kontrrewolucję. Wśród prostych żołnierzy zaczęły jednak krążyć wieści, że buak to legendarny sługa Czarnoboga, dowódca piekielnych armii, który zamieszkuje podziemia. No i nikt już do lasu nie chciał wchodzić.

Jeden czekista - Ivan Czernov - odważył się. Zebrał oddział i wlazł. Las szumiał złowieszczo. Wiatr grał na nagich gałęziach drzew. Szli i szli. Gdy nagle usłyszeli niepokojący dźwięk. Bliżej. Coraz bliżej. Konie?

Dziesiątki jeźdźców. Zaatakowali ze wszystkich stron. Ich dowódca ze spokojem wydawał komendy. Wyglądał dumnie. Zarost porządnie przystrzyżony. Na głowie czapka z trupią czaszką. To nie był czerwonoarmista. O, bled! - pomyślał Ivan Czernow. To Bułak-Bałachowicz, "Bat'ka", generał, ataman chłopskich i partyzanckich oddziałów, głośny pogromca Niemców i bolszewików! Czekista rozpoznał go. Wiele o nim słyszał. Buak... Wszystko jasne!

Swoim odkryciem jednak Ivan Czernov z nikim się nie podzielił. Padł martwy, "pożarty" przez buaka. Jak tysiące innych bolszewików, którzy spotkali go na swojej drodze.